No więc... Hej.
Jestem już martwa, złamałam obietnicę.
Jestem okropna. Żadne słowa mnie nie usprawiedliwiają. Szkoła mnie całkowicie pochłonęła, a w kwietniu mam egzaminy, niezbyt mam czas na cokolwiek.
Ale dam z siebie wszystko. Nie obiecuję, że następny rozdział pojawi się za tydzień. Postaram się, aby był jak najszybciej.
Przepraszam. Czuję się okropnie, że kompletnie nie dałam znaku życia.
Ale mam nadzieję, że mimo to wam się ten rozdział spodoba, jak macie jakieś uwagi, obraźliwe słowa do głupiej mnie, nie bójcie się zostawić komentarza!
Amadea
***
Annabeth
To nie to, że Percy był jakoś strasznie porywczy. No dobrze,
właściwie to był. Ale nie na tyle, żeby wściekać się z takiego powodu jak
drobna, złośliwa uwaga nauczyciela! Oszukiwałam samą siebie. Panowaniem nad
emocjami mój kochany chłopak stanowczo nie grzeszył.
Ba. Z byle powodu czasami rozsadzał krany w połowie domków w
Obozie. Od czasu Gai jego moc, jak wszystkich herosów trochę się zwiększyła.
Jakby geny bogów miały większe pole do działania, więcej wolności i mocy.U
większości było to niezauważalne. Ale nie u tych, co brali udział w
bezpośrednich walkach – czyli u nas, siódemki z przepowiedni. Oczywiście, zwykle nawet sami tego nie mogliśmy dostrzec. Ale podczas walki, różnica
była wyraźna.
Chejron mówił, że po jakimś czasie samo przejdzie.
Ja jednak niezbyt mu wierzyłam.
- Percy? – spytałam się, trącając go łokciem. Popatrzył się
na mnie z dziwnym zaniepokojeniem.
- Ann, coś jest nie tak – szepnął cicho. Prychnęłam.
Oczywiście, że było nie tak! Wilgotność w powietrzu wzrastała z każdym
momentem, woda w kociołkach zaczęła bulgotać ni z tego, ni z owego, a
przerażeni czarodzieje zmniejszali ogień, jednak mimo ich prób woda coraz
bardziej i bardziej wrzała.
- Przestań, Percy. Nie możesz się o coś takiego wściekać.
Zaraz zniszczysz mój eliksir! – westchnęłam. Wiedziałam, że powinnam się
bardziej przejmować, ale to nie był pierwszy raz, gdy pan porywczy pokazywał co
potrafił. Można powiedzieć, że przywykłam. Wiele razy wypominałam mu rozlaną
herbatę, zwyczajowy efekt jego emocji połączonych z mocą syna Posejdona.
- Tylko... Nie mogę
– odpowiedział.
- Jak to nie możesz?
To nie jest zabawne. – Nasze spojrzenia się spotkały. Percy był przerażony, on,
który przecież mógł spokojnie zginąć w każdym momencie przez ostatni rok, on
się bał. I nic nie przekonałoby mnie bardziej, że coś się dzieje. I to coś zdecydowanie, totalnie mi się nie
podobało.
Leo i Rachel siedzący przed nimi obrócili się w ich stronę.
Oboje wściekli.
- Percy, przestań się wygłupiać, coś mi wychodzi! Chciałbym
chociaż raz w życiu zrobić coś, co nie wybuchnie – burknął Leo. Moment moment,
Leo? Przecież on kochał wybuchy. Coś było nie tak. Jakby nie był sobą, jak
wtedy, gdy ten duch opętał jego ciało i zniszczył cały Rzym. Nie chciałam nawet
wspominać, jak źle się to dla nas skończyło.
- Proszę, to dopiero nasza druga lekcja. Chciałabym chodzić
tutaj przez jakiś czas, tutaj nie jestem dziwną dziewczynką, która czasem gada
dziwne rzeczy. Nie zniszcz tego.
Słowa Rachel były nienaturalne. Wychodziły z jej ust, ale
nie pasowały do wyrazu jej twarzy. Słowa wydobywały się wbrew jej woli.
Zasłoniła usta dłonią, jednak chwilę potem ręka zaczęła jej drgać – jakby
niewidzialna siła powstrzymywała ją, przed zatrzymaniem słów.
Do naszego stolika podszedł Jason, dłońmi walnął w stół tak
mocno, że wszystko się zachwiało. Czemu nikt nie reagował? Rozejrzałam się po
sali. Wszyscy się kłócili. Każdy z każdym. Gdzie nie gdzie, zaczynało dochodzić
do rękoczynów. Sam profesor zażarcie się z kimś sprzeczał. Travis i Connor...
Tarzali się po ziemi. Najwyraźniej już zaczęli się bić.
Wtedy to dostrzegłam. Mgłę. Czarną jak smoła, oplatającą
nasze nogi, opadającą... Z nas. Ze wszystkich, którzy się kłócili.
Ktoś to powodował, wiedziałam to, czułam całym swoim ciałem,
że ktoś tu jest. I nasze sprzeczki bardzo mu się podobają.
- Mógłbyś przestać zachowywać się jak pępek świata? Nie tylko ty jesteś
bohaterem! My też walczyliśmy, wiesz? Też mogliśmy zginąć. Ale zawsze ty musisz
być w centrum uwagi, prawda, ulubiony synku Posejdona? – Jason nie chciał tego
powiedzieć. Jego oczy niemal krzyczały przeprosinami.
- Że co proszę?! – Percy się wściekł. Bardzo bardzo się
wściekł. Jego twarz zrobiła się niemal czerwona, oczy zaczęły się burzyć jak
ocean podczas sztormu.
- Czyżby pan ważny był zły? Oj, oj, oj. Tak mi przykro.
- Myślisz, że sam chciałem takiego życia? Gdybym miał wybór,
nigdy nie udałbym się do tego Obozu!
Zabolało. Czułam się, jakby właśnie powiedział mi w twarz,
że wolałby mnie nigdy nie poznać. Jakby mnie nie chciał, nie kochał. Bolało. Czułam
się, jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej. Dusiłam się.
Czarnej mgły było coraz więcej i więcej.
Miałam wrażenie, że zaraz pęknę.
- Przestań udawać, A... – Percy przerwał w pół słowa.
Patrzył się na mnie. Przepraszał. Ale tylko spojrzeniem. Cały drżał. Walczył z
czymś. I przegrywał.
Wtedy czas się zatrzymał. Mgła przestała się poruszać,
uczniowie krzyczeć i bić. Dziwne, duszące uczucie zniknęło. Tylko my, z Obozu
nadal się ruszaliśmy. Ale już nie krzyczeliśmy. Percy przestał się trząść,
tylko objął mnie bardzo mocno, czułam jak miażdży mi żebra. Nie oddychałam, nie
czułam bicia mojego serca, ale nie dusiłam się. Wszystko zastygło w miejscu.
- Przepraszam. Wiesz dobrze, że tak nie myślę, Ann. Nigdy
bym nie zmienił tego, co mi się przytrafiło – powiedział.
Śmiech. Śmiech małego dziecka, delikatny jak dzwoneczki
uniósł się po całej Sali. Był jedynym słyszalnym dźwiękiem. Zadrżałam.
Przed nami pojawiła się mała dziewczynka. Czarne włosy,
których końce dotykały podłogi, rozwiane i rozczochrane, zasłaniały jej oczy.
Widać było tylko uśmiech, krzywy i pełen zadowolenia. Jakby... Właśnie cieszyła
się z czyjejś śmierci. Obsydianowa suknia na ramiączkach, związana w połowie
białym pasem, sięgała jej do kolan. Jej końce wyglądały na podarte, jakby ktoś
siłą zerwał pozostałą część.
Cały dym podążył w jej kierunku, wchłaniała go jak gąbka. To
ona.
To ona go stworzyła.
- Percy, Percy. Ładnie to tak kłamać? Widzę twoje serce.
Widzę serca i najskrytsze myśli każdego z was. Nie powinniście się przed tym
bronić, wiecie, że mówiliście prawdę. Pomogłam wam tylko wyraźić najgłębiej
skrywane uczucia, słodziaki.
- Kim jesteś? – głos Piper przepełniony był Czaromową.
- Malutka, te marne zaklęcia nie będą na mnie działać, w
końcu sama ci je dałam. Kim jestem? Chcecie wiedzieć, tak bardzo tego
pragniecie. – Chichot. – Więc dobrze. Jestem Chaos, dziękuję, że pozwoliliście
mi tutaj powrócić!
Chaos. Od niej wszystko się zaczęło. Ona stworzyła świat, bogów, dała czarodziejom moc.I stała właśnie przede mną, w postaci kilkuletniej dziewczynki z sadystycznym uśmiechem.
- Złotko, moja płeć nie ma znaczenia. Ważne jest to, że to
jest teraz mój świat i za niedługo, będzie pełen chaosu! – popatrzyła się na
mnie. Wiedziałam, że pod tymi czarnymi puklami jej wzrok skupiony jest tylko i
wyłącznie na mnie.
- Nie pozwolimy ci na to.
Percy brzmiał, jakby bardziej przekonywał siebie niż nią.
Znowu się zaśmiała, bardzo dużo się śmiała. Jakby nasz strach ją bawił.
- Już pozwoliliście. Pokonaliście Gaję, jedyna ona blokowała
mój powrót. Była wam tak strasznie oddana! Chciała zniszczyć wasz świat i
zbudować go na nowa, tak, żebym nigdy nie wróciła. To nie jest jakiś sekret.
Każdy bóg o tym wiedział. Ale nikt nie chciał stracić swojej kochanej władzy.
Trochę to smutne, że moje dzieci są takie egoistyczne.
Skierowała swe kroki w stronę Rachel. Rudowłosa cofnęła się
o krok.
- Co my tu mamy... Witaj, wyrocznio!
Zielona mgła otoczyła dziewczynę, a Chaos tylko się
uśmiechała.
- P-pani – wyszeptał duch wyroczni przez ciało Rach.
- Nadal żyjesz? Szkoda. Jak tam zdrowie? Hades ciebie przeklął,
biedactwo. Umrzesz, wiesz o tym? Oj, ale nie przejmuj się! I tak wszyscy
będziecie już niedługo bardzo cierpieć! Może powiesz swoim ulubionym herosom, jakąś podnoszącą na duchu przepowiednię, hmmm?
Cisza. Zapanowała cisza.
- Ech. Czas nam się kończy, kochani. Było fajnie. Powtórzymy
to kiedyś, mam nadzieję. Nie, na pewno to powtórzymy. Strasznie się nudzę, ten świat jest taki nudny... Więc się zabawimy! Mam dla was zagadkę. W
tej szkole jest pewna dziewczynka. Niewinna, urocza i zwyczajna. Jej korzenie sięgają bardzo dawna, jest
pierworodną potomków w linii prostej pierwszych ludzi, posiada więc pewną moc. Macie miesiąc. Potem, niestety, będzie moja. Ale jeśli wam się uda, zdradzę wam sekret, który
każdy z was chce znać, ale boi się zapytać.
Śmiech. Poniósł się echem.
- No więc, papatki! Widzimy się za miesiąc! – pomachała nam
dłonią, a ruch ten sprawił, że na moment cała twarz stała się widoczna. Nie miała
oczu, tylko dwa świecące płomyki. Zatrzęsłam się. Patrzyła się prosto na mnie.
W tym samym momencie, w którym zniknęła, czas wrócił do
normy. Wszyscy znów się ruszali, wrócili na swoje miejsca, jakby wszystkie te
kłótnie nie miały miejsca. Jakby były tylko złudzeniem.
Ale ja nadal czułam na sobie wzrok Chaosu. I nie podobało mi
się to pod żadnym względem.
***
Gdy lekcja dobiegła końca, po długich minutach, spotkaliśmy się wszyscy przed salą. Oktawian pożegnał się z uczniami swojego domu, inni powoli odchodzili do swoich dormitoriów i na inne zajęcia. Już po paru minutach na korytarzu panowała cisza.
- Mam mało czasu, możemy już zaczynać? - mruknął Oktawian, wybijając nerwowo szaleńczy rytm stopą.
- Właśnie się dowiedzieliśmy, że świat może zostać zniszczony, a ty wolisz robić coś innego? - zaczął Jason, wzrokiem próbując zabić Rzymianina.
Oktawian machnął dłonią.
- To nie czas na spory, mamy miesiąc czasu na odnalezienie tej dziewczyny! Jeśli słowa Chaosu są prawdziwe, ma moc. - powiedziała Piper przygryzając wargę.
- Jaką mamy pewność, że to nawet prawda? Czemu musimy wierzyć w każde jej słowo? Równie dobrze mogła kłamać. Może wcale nie była tym, za kogo się podawała, poza tym, widzenie naszych serc? Błagam.To beznadziejne. - Oktawian prychnął lekceważąco.
- Nie, mówiła prawdę. Widziała nasze serca. Nasze najskrytsze myśli. - Głos Jasona był ledwosłyszalny. Percy zamarł.
- Ej, stary... Chyba o mnie nie myślisz tego, co wtedy powiedziałeś? - zapytał się syn Posejdona, z jedną dłonią zaciśniętą w pięść.
Jason odwrócił wzrok. Nie odpowiedział.
Moje serce zabiło mocniej. Jeśli mówił prawdę, to słowa Percy'ego też były prawdziwe. W moich myślach zaczęła narastać panika.
- Skupmy się! Najważniejsze rzeczy. Jeśli kłamała, tej dziewczynki tu nie ma, nie istnieje. Ale jednak jeśli jest...
- To musimy ją znaleźć pierwsi - dokończyłam za Rachel. Pokiwała głową.
- Czemu nam to powiedziała? Nie lepiej dla niej byłoby nam o tym nie mówić? - Travis pierwszy raz w życiu powiedział coś logicznego.
- Jest najstarszą istotą na ziemi, może przez ten czas kompletnie jej odbiło - odpowiedział jego brat.
- Nie, na pewno nie. Powiedziała dokładnie to, o czym myślała. Chciała się zabawić. I... Duch wyroczni chce wam coś przekazać. Słuchajcie... - powiedziała Rachel, odchrząkując. Nie wiedziałam, że może się porozumiewać z duchem, który mieszka w jej ciele, ale w tamtym momencie postanowiłam zachować to na potem. Zielona mgiełka pokryła jej skórę.
- Pierworodne dzieci pierwszych ludzi rzeczywiście mają moc, nie mylicie się. Jednak, na czym ona polega nie wie tego nikt - głoś był stary, zachrypnięty, pełen mocy. Mówiła wyrocznia Delficka. - Chaos od zawsze lubiła gierki, nawet wygnana z tego świata od zarania dziejów bawiła się umysłami.To jej ulubiona rozrywka. Uważajcie na siebie.
Mgiełka zniknęła, Rachel się otrząsnęła. Moje najgorsze obawy się potwierdziły. To była jej gra, to ona ustalała zasady.
- Okej. Musimy znaleźć tą dziewczynę. Mamy cały miesiąc. Poszukam jakikolwiek wzmianek w bibliotece, Percy, zadzwoń do Chejrona i wyjaśnij mu sytuację... Jason, spróbujesz się skontaktować ze swoim ojcem? Może będzie wiedział cokolwiek - powiedziałam, starając się zachować spokój. Nie byłam spokojna. Miałam ochotę się poddać, usiąść w kącie i płakać jak dziecko.
Ale tego nie zrobiłam.
Ta dziewczyna nas potrzebowała. Musieliśmy ją uratować.
I przy okazji pokonać Chaos. Najpotężniejszą ze wszystkich istot.
Brzmi jak kompletnie normalny plan spędzenia najbliższego miesiąca, prawda?