poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział czwarty, czyli Fred wypił za dużo Ognistej...

  Jest! Oto go napisałam! Nie macie pojęcia, jak pokochałam bliźniaków, przez pisanie tego. Muszę tylko coś wyjaśnić:
1.       Noramlny tekst- normalna część
2.       Pochyły tekst- komentarze Freda
3.      Pochyły i pogrubiony tekst- moje komentarze, jako narratorki.
Jest to wydanie promocyjne, aby wynagrodzić wam okres oczekiwania. No… I zobaczymy, czy będzie się podobać. Oby tak. 
Przy okazji, mam ponad 1300 wyświetleń… Jestem  z Was taka dumna, mam trzy rozdziały i tyle wyświetleń XD
Co jeszcze dodać... No, dziękuję za wszystkie komentarze i czytajcie! 
PS: Czytanie tego rozdziału grozi poważnym uszczerbkiem na zdrowi bądź zagraża Waszemu wzrokowi. Nie mówcie, że nie ostrzegałam...
PPS: Komentowanie by nie zaszkodziło, naprawdę... A skoro są wakacje to dzięki kilku komentarzom, mogłabym się pośpieszyć i wysłać coś szybciej...
PPS2: Naprawdę, klawiatura NIE GRYZIE... 

Fred

Fred Wesley od zawsze miał bardzo mocny sen. Niektórzy sądzili wręcz, że nie da się go obudzić w żaden sposób. Tsa… Jasne.
Ale jego brat bliźniak wiedział jak to zrobić. I niestety bardzo często to robił. Niestety…
Tak więc owej gwieździstej  nocy, Fredowi do nosa został przystawiony kubek z Ognistą Whisky, której to zapasy skrzętnie chowali przed swoją matką.
Zerwał się prędko, jakby nagle poczuł, że leży na rozżarzonych węglach, lecz gdy spróbował złapać naczynie, ono zostało mu, w jego mniemaniu, brutalnie odebrane, przy akompaniamencie śmiechu jego brata. Brutalnie odebrane?! Czy ty kiedykolwiek piłaś Ognistą?
Fred obrzucił go morderczym spojrzeniem, przecierając oczy. George był jego lustrzanym odbiciem, idealną kopią, przez co często ich mylono, co oczywiście  obracali na swoją korzyść. Na przykład kiedy tylko jeden z nich miał szlaban. Albo całując się z dziewczyną.
Mieli identycznie przystrzyżone, rude czupryny, kasztanowe oczy, elfie rysy i twarz usianą piegami. Nawet budową zbytnio się nie różnili. Obaj wysocy, przeraźliwie szczupli i o zwinnych palcach.
Ale nie o tym teraz mowa. Bo mowa o bułce serowej, prawda narratorko?
- O co chodzi? - spytał rozdrażniony Fred, nadal nie do końca wyrwany z objęć snów. Pfff… Nie słyszałaś nigdy o bliźniaczej czujności? My zwsze jesteśmy rozbudzeni!
- O gacie Merlina - prychnął drugi. - Wyjrzyj przez okno, Śpiąca Królewno - dodał z charakterystyczną dla niego nutką kpiny, przez którą wszyscy go kochali. Oprócz profesora Snapa. On kochał tylko swoje włosy.
Jego brat obrzucił go morderczym spojrzeniem i westchnął głęboko w geście kapitulacji, ale grzecznie podszedł do okna włócząc nogami. Grzecznie? Chyba masz udar. Otworzył je na całą szerokość, wiedząc, że inaczej nic by nie dostrzegł przez osmaloną szybę- efekt ich wczorajszych eksperymentów. To nie eksperymenty! Dzięki temu będziemy sławni i bogaci, i będziemy mieli masę miotł, i latających aut… Och, zamknij się Fred! Ja jestem narratorką!
Do końca nie był pewny co spodziewał się tam ujrzeć. Ale z pewnością jego zdziwienie okazałaby się mniejsze, gdyby zauważył tam Profesor McGonagall tańczącą kankana w neonowo różowej, bufiastej sukience u boku Filcha. A założysz się?
Bo jak miał zareagować na widok ósemki nastolatków w identycznych, pomarańczowych koszulkach u boku dyrektora Hogwartu? Normalnie. Wrócić do ciepłego łóżka.
- Stary, przypomnij mi, abym następnym razem nie testował naszych piekielnych wynalazków. Podajmy je Ronowi. Ja mam dość - burknął. Przy okazji wyobrażając sobie swego młodszego brata z wielkimi ustami. Nareszcie nauczy się całować.
- Ej, braciszku niezły pomysł! - roześmiał się drugi. - Ale ja widzę to samo co ty, a wczoraj była twoja kolej na bycie szczurem.
Sam jesteś szczur!
George po chwili dołączył do bliźniaka, wręczając mu kubek, a samemu powoli sącząc Ognistą z drugiego. Brawo, George! Ty jeden myślisz normalnie! EJ!
- Widzisz tą dwójkę? - wskazał Fred, zapominając, że niegrzecznie jest wskazywać na ludzi palcami. - Kojarzysz ich? To oni wpadli na nas rok temu, uciekając przed chłopakiem z niebieskimi włosami.
- Jak mógłbym ich zapomnieć? Osobiście im dopingowałem. Czy myślisz o tym samym co ja, Fred?
- Zawsze i wszędzie, George. Wojna. Nie pozwolimy im zająć naszego miejsca dowcipnisiów.
W ciemności zalśniły dwa promieniujące uśmiechy, a w oczach bliźniaków zatańczyły wesołe iskierki. Już wiedzieli, że ten rok będzie nie zapomniany i  znaleźli godnych przeciwników. Wiedzieli…? Tak, wiedzieliście. I cicho!
Skąd? Księżyc im powiedział. Weasleyowie mają swoje sposoby.
Powoli zeszli na dół, starając się nie rozbudzić portretów. Chyba zwariowałaś. Ci wiekowi starcy są głusi jak pnie.
Z różdżkami w dłoniach, czuli się pewnie, zresztą jak zawsze. Byli Gryfonami i dumnie reprezentowali swój dom. Od przebiegłości Ślizgonów, wiedzy-o-własnej-wszechwiedzy Krukonów, kretynizmy Puchonów, chroń nas Gryffindorze. Fred, nigdy więcej nie śpiewaj, błagam. Buhahaha! A całusa dostanę? Zgiń i umrzyj, Gryfonie! Po moim trupie.
Stopnie były zimne, tak samo jak cały budynek. Nie wiadomo, czy to ze względu na brak ogrzewania, czy przez obecność przedmiotów ściśle związanych z czarną magią. Obawiam się, że to przez obecność naszej matki. Ostatnio była zimna jak lód. Niewdzięczny z ciebie syn…
Na dole zastali już Harry’ego,  wpatrującego się głupkowato w korytarz. George przycisnął palec do ust nakazując ciszę. Narratorko, proszę cię, nie wiesz, że mamy takie coś, jak łącze telepatyczne? Rozumiemy się z bratem bez słów! Przecież nic do ciebie nie powiedział! On POKAZAŁ! … Cicho. Zmień to. 
Bliźniacy zrozumieli się niemal bez słów. No, tak lepiej. Obaj podeszli bezgłośnie od tyłu do Pottera. Obaj nabrali głęboki wdech. Obaj uśmiechnęli się diabelsko. Obaj wrzasnęli na całe gardło. Obaj krzyknęli „ PROFESOR SNAPE UKRADŁ CI SZAMPON”. Serio? Nie mogłaś wymyślić czegoś lepszego? Szampon? Weź mi nie przeszkadzaj i wracaj do mojej głowy! Czy ty mnie zapraszasz? Ale tak na pierwszej randce? Marzenia są pięknie, Wesley.
Harry podskoczył, ale nie krzyknął, czym bardzo zawiódł braci. A liczyli, że obudzi swoim wrzaskiem wszystkich domowników, a oni będą mogli się zwijać ze śmiechu. My zawsze to możemy, nie potrzebujemy powodu. Wiesz co? Zacznę ciebie ignorować. Długo nie wytrzymasz, słońce.
- Musieliście…? – powiedział, uśmiechając się blado. Raczej upiornie.
- Jasne, że tak. Gapiłeś się na ten korytarz, że obawialiśmy się, że gałki ci wypadną. Widzisz, jak o ciebie dbamy? Nawet nic na tobie nie testujemy - roześmiał się Fred.  Klepiąc okularnika po plecach. Stanowczo zbyt mocno, przez co ten zaczął kaszleć. Kłaczek?
- Kłaczek? – powiedział przymilnie George. Kocham ciebie, stary! Kazirodztwo? Podobno mnie ignorujesz. Nie zmieniaj tematu. O czym ja nie wiem? O wielu rzeczach, wielu…
- Nie… Wiecie czyje to walizki? Zatarasowały przejście.
Może się wydawać dziwne, ale bliźniacy dopiero w tym momencie dostrzegli powód oszołomienia Chłopca-Który-Przeżył. Wielkie walizki, dużo latających luzem elementów i dziwnych urządzeń, których nigdy nie widzieli na oczy. My wszystko widzieliśmy! Wyjaśnij co to jest telefon. To… Eee… Taka mugolska sowa?Jasne, kochany.
- Tych dzieciaków, którzy przyjechali z profesorem Dumbledorem – odparł mądrze Fred, obdarzony spojrzeniem pełnym przerażenia od swego brata. Pełnym podziwu! Jestem od niego starszy o całą minutę. Co ma piernik do wiatraka? A co to jest wiatrak? Nieważne...
- Dumbledorem…? – powiedział kwaśno Harry. Odwrócił się na pięcie i odszedł na górę bez słowa.
- A go co ugryzło? – spytał się Fred, patrząc głupio za odchodzącym chłopakiem. PATRZĄC się GŁUPIO??? Ja zawsze patrzę się mądrze. Wiesz, że to co powiedziałeś nie ma najmniejszego sensu…?
- Może okresu dostał? Stary, naprawdę nie mam pojęcia – odparł wzruszając ramionami. – Ej, słyszysz to?
To krew, to krew, to krew Weasleya, co bije głośno i rozum odbiera, krew, krew, krew Weasleya… MIAŁEŚ NIE ŚPIEWAĆ!
- Co?
- No to!
- Jakie to?
Nie ma to jak dyskusja na poziomie, braciszku!
George prychnął i wtedy Fred również to usłyszał, ciche skrobanie po drugiej stronie. Gdy tylko otwierał usta, aby coś dodać, usłyszał ogłuszający huk, a po chwili wszystkie rzeczy tarasujące hol, leżały równo ustawione po oby ścianach, skutecznie tłumiąc jęki i protesty portretów. Ty nie wiesz jakie płuca ma matka Syriusza… Zrymowało ci się. Wiem. Jestem geniuszem. Z udarem…
Z drugiej strony widać było powód tego zamieszania. A mianowicie dyrektora Hogwartu i ową ósemkę nastolatków, którą bracia widzieli przez okno.
Na przodzie stała blondynka, mierząca ich uważnym spojrzeniem. Za nią stał czarnowłosy chłopak, drapiący się po głowie. Małpka. Następnie ruda dziewczyna, która mogła należeć do ich rodziny, gdyby nie zielone oczy. Obok niej stała kolejna osobniczka płci żeńskiej, z orlimi piórami we włosach.
Dalej stali owi bliźniacy, z minami niewiniątek, które wróżyłyby dla wszystkich coś złego, ale Wesleyowie ich jeszcze nie znali. Jeszcze? A skąd wiesz, może się znamy? Błagam cię, Fred, uspokój się. Za dużo Ognistej! Jej nigdy nie jest za dużo!
Na końcu stali obok siebie blondyn i brunet, o włosach typu „na dworze szaleje huragan”.
- Miło was widzieć, panowie Wesley. Bylibyście tak mili i obudzili swoją matkę? – spytał się profesor, obdarzając ich lekkim uśmiechem. Większość uczniów boi się tej jego miny… A to wszystko przez jakąś plotkę. Której wcale nie rozpuściłeś, czyż nie?
Żaden z nich nie miał czasu nawet odpowiedzieć, bo owa osoba zeszła ze schodów w towarzystwie całej rodziny z Hermioną. Harry’ego nie było widać. Fochnął się.
- Co tak stoicie w progu? Proszę, proszę, wchodźcie! Musieliście zmarznąć, noc jest chłodna! – powiedziała pani domu, ze swoim wigorem, który wywoływał na twarzach uśmiech. Przerażenia… Uśmiech przerażenia. – Profesorze, co pana tutaj sprowadza? – dodała, jakby dopiero w tamtej chwili go zauważyła.

- Wiele rzeczy, wiele. Może usiądziemy i wszystko wyjaśnimy? – zaoferował grzecznie.