środa, 29 stycznia 2014

Prolog

 Percy i Annabeth spacerowali sobie po plaży. Po pokonaniu Gai czuli się szczęśliwi i bezpieczni (jak na herosów). Pokój z Rzymem, który wynegocjowali, tylko wzmógł ich szczęście.  Nie powstała żadna nowa Wielka Przepowiednia i żaden bóg nie życzył im śmierci (oprócz tych co zwykle). Jednym słowem istny raj, potwory dużo wolniej się odradzają, dzięki czemu tacy jak oni czują się lepiej.
Wydają się być jak normalni 16-latkowie, mimo ich nienormalnego pochodzenia. Matką dziewczyny jest sama Atena, bogini mądrości, a ojcem chłopca jest Posejdon, pan mórz i trzęsień ziemi. Są herosami, ale dla was, czytelników świat greckich bogów jest owiany Mgłą. To nie błąd ortograficzny, Mgłą z wielkiej litery.
Niektórzy z was pewnie czytali o tej Mgle o której tu mowa. Mgła sprawia, że zwyczajni śmiertelnicy nie dostrzegają bogów, potworów i innych mitologicznych dziwów, choćby stanęliby im przed oczami.
 Percy i Ann znają ten świat jak reszta herosów. Nie jednokrotnie musieli walczyć o przetrwanie, ale kochają ten świat, ponieważ dzięki niemu się poznali w Obozie Herosów, inaczej zwanym Obozem Półkrwi.
Jest to miejsce dla takich jak oni, dziećmi z problemami. Prawie każdy z obozowiczów ma dysekcję i ADHD. Dysekcję ponieważ ich mózgi są nastawione na język grecki, już od urodzenia. ADHD, bo są genetycznie przygotowani na ciągłą walkę i muszą być w każdej chwili gotowi do obrony.
W gruncie rzeczy, te „wady” są u nich całkowicie normalne. Każdy półbóg ma własny domek w obozie, coś w rodzaju rodziny od boskiego rodzica, gdyż nie każdy ma ją w krainie śmiertelników. Nawet pomniejsi półbogowie mają swoje domki (pomniejsi, znaczy się tacy których boski rodzic nie jest jednym z olimpijczyków). Tam czują się akceptowani. Codziennie uczą się obrony, żeby w ciągu roku szkolnego móc mieszkać poza Obozem w razie potrzeby. Najlepsi z nich wyruszają na misje, żeby się sprawdzić albo po prostu z nudy (jak to robią dzieci Aresa, boga wojny).
Ich rzeczywistość niewiele różni się od naszej. Tam też występują problemy miłosne, kłótnie, bójki i najzwyklejsza w świecie zazdrość. Po prostu w tamtym świecie jest trochę niebezpieczniej.
Ale wróćmy do historii. Para spacerowała po plaży patrząc się na zachód słońca. Podziwiali złote promienie przenikające przez puchate chmury i myśleli. Po prostu myśleli, szczerze powiedziawszy o niczym.
- Jak myślisz to koniec naszych przygód?- zapytała się go  Ann. On zastanowił się chwilę i odparł pewny siebie:
- A chcesz, żeby to był koniec?- tym razem dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć. Z jednej strony chciała wieść normalne życie, a z drugiej nie wytrzymałaby bez tych emocji, adrenaliny i radości po wygranej. Ale było coś co najbardziej ją martwiło. Przy każdym kolejnym wyzwaniu, cena zwycięstwa się też zwiększała. A co jeśli podczas kolejnej misji cena okaże się zbyt wielka? Co jeśli okaże się Percy będzie musiał przypłacić życiem?
- Nie chcę, żeby to był koniec- odparła cicho, jakby do siebie.
- Więc tak się nie stanie- stwierdził z uśmiechem na twarzy.- Sami jesteśmy władcami swojego losu.
- Ale czy chcieliśmy wylądować w Tartarze? Nie, a jednak tam wylądowaliśmy- rzekła ponuro, wspominając owe kilka dni w domu potworów, gdzie wszystko może zabić.
- Nie chcieliśmy tam trafić, to fakt. Ale poniekąd sami sprawiliśmy, że się tam pojawiliśmy. Nie musiałaś szukać Ateny Partenons, a ja mogłem się przyłączyć do Gai. Nie zrobiliśmy tego i to nie była decyzja losu tylko nasza, a przez to postanowienie znaleźliśmy się w krainie potworów- zakomunikował z inteligentną miną. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy, zastanawiając się kiedy stał się taki mądry.- Chejron tak twierdzi- stwierdził na widok jej zaskoczonej miny. Roześmiała się i lekko szturchnęła go w brzuch. On nigdy się nie zmieni- pomyślała z uśmiechem.
- Nigdy nie zmieniłabym swojej decyzji, a ty?- zadała pytanie doskonale znając odpowiedz.
- Przenigdy. Zaraz kolacja lepiej się pospieszmy, nie chcę znów czekać godziny w kolejce do trójnogu.
Początek sierpnia- najgorsza pora na spóźnianie się na posiłki. Właśnie wtedy, w obozie jest większość obozowiczów, a ostatnimi czasy nowi rekruci przybywają chmarami, jak ćmy do światła. A niestety wszyscy muszą jeść posiłki o jednakowej porze, gdyż Pan D. nie ma najmniejszej ochoty ustalić np. trzech tur obiadu, kolacji i śniadania, co by całkowicie rozwiązało problem kolejki.
 Przyspieszyli kroku zostawiając w dali morze i fale leniwie zalewające brzeg plaży, zastanawiając się co chcą na kolację.
Uśmiech nie schodził im z twarzy. Po posiłku miała się odbyć Bitwa o Sztandar, a oni mieli być w jednej drużynie.
A bitwa ta była jeszcze bardziej ciekawa od poprzednich. Miała to być bitwa czterech drużyn jednocześnie (dwóch greckich i dwóch rzymskich). Wygra ta, która będzie miała cztery flagi na swoim terenie jednocześnie.
Percy i Ann wcale nie byli pewni zwycięstwa, oni po prostu cieszyli się z wydarzenia, które wreszcie przełamie monotonię życia w Obozie.
Każdy ich dzień wyglądał identycznie: rano- śniadanie, trening szermierki, popołudnie- obiad, lekcja greki, czas wolny, wieczór- kolacja, ognisko lub śpiewy. I tak na okrągło, dzień w dzień, godzina w godzinę, bez nawet minuty opóźnienia.
Mimo ciągłych prób zmienienia tej rutyny, szybko okazało się, że to syzyfowa praca- męcząca i bez efektów.
Kiedy już dochodzili do stolika, usłyszeli za sobą zachrypnięty głos Chejrona, głównego opiekuna obozu, centaura, pół człowieka-pół konia:
- Po kolacji, przyjdźcie do Wielkiego Domu, mam do was sprawę…- I już go nie było, pogalopował, Zeus wie gdzie. Nastolatkowie wzruszyli ramionami patrząc sobie w oczy. Następnie ruszyli od razu na miejsce spotkania, nie mając ochoty na nic do jedzenia, przez zżerającą ich od środka ciekawość.
Kiedy weszli do środka zauważyli, że Jason, Piper, Leo, Rachel, Oktawian, Travis i Connor już tu są i również czekają na Chejrona ze zniecierpliwieniem.
Kilka minut później i on się pojawił i oznajmił prosto z mostu:
- Jedziecie na ściśle tajną misję, do szkoły magii i czarodziejstwa w Hogwarcie, bez żadnych ale i nikomu ani słowa.
- Co?- krzyknęli herosi chórem, kompletnie zagubieni. Dlaczego mają nikomu nie mówić? Do jakiej szkoły magii?
- Bez zgody senatu nigdzie nie jadę- rozpoczął Oktawian czym zasłurzył na mordercze spojrzenie od Jasona.
- Szkoły magii? To jest szkoła Hekate, dla jej dzieci?- zapytała rozsądnie Ann.
- Nie, jest to szkoła dla czarodziejów, muszę wam wyjaśnić, że czarodziej nie jest spokrewniony w żaden sposób z boginią magii, tylko zawiera cząstkę duszy Chaosu. Miliony lat temu, Chaos na jeden dzień wmieszał się w ludzi i zaczął im rozdawać cząstki, bardzo małe, swojej duszy, dając im tym samym moc tworzenie i zmieniania rzeczywistości- wyjaśnił spokojnie Chejron.- Ta cząstka duszy przechodzi z rodzica na dziecko,  mnożąc się w organizmie w taki sposób, że zawsze wewnątrz czarodzieja jest taka sama ilość chaosu jak w momencie urodzenia.
- Dlaczego mamy się tam udać? Dlaczego ja i mój brat? Nie jesteśmy w niczym szczególnie dobrzy- zastanawiał się Travis patrząc znacząco na swojego bliźniaka, Connora.
- Macie charyzmę. Co jest tam bardzo potrzebne, będą wobec was nieufni, szczególnie, że na samym początku poznacie się w ich tajemnym miejscu, do którego tylko osoby którym ufają mogą się dostać, do kwatery głównej Zakonu Feniksa.
-Zakon Feniksa? Co to takiego?- zaciekawiła się Rachel, czując jak duch wyroczni wyrywa się aby coś powiedzieć. Ona jako jedyna w obozie była śmiertelniczką, w której zamieszkał duch Delfickiej wyroczni i od tej pory ona jest jedynym źródłem przepowiedni.
- Stowarzyszenie, które walczy z Lordem Voldemortem, najgroźniejszym czarnoksiężnikiem, który powrócił do życia w maju tego roku. Niestety społeczeństwo czarodziejów nie wierzy w jego powrót, dlaczego dowiecie się od dyrektora Hogwartu. Magicy są w takim strachu, że boją się wymawiać imię Sami- Wiecie- Kogo, bo tak nazywają Lorda Voldemorta, Sami-Wiecie –Kim. Poznacie tam Hermionę, Rona i Harry’ego, to ich musicie ochraniać.- zakomenderował w swoim monologu.
- Ale jak mamy chodzić do tej szkoły? Nie jesteśmy czarodziejami- prychnęła Piper.
- Dostaniecie kawałek duszy Chaosu, dzisiaj punkt dziewiętnasta wieczór, do tego czasu spakujcie się i bądźcie gotowi do drogi.
- Czyli nie będzie nas na bitwie o sztandar?- jęknął zbolały Percy z miną męczennika, przez co wywołał salwę śmiechu u swojej dziewczyny.
- Nie będziecie, od razu się tam udacie, a zabierze was Dumbledore z pod Empire State Building- wymamrotał z uśmiechem mężczyzna.
- Ja nie jadę, koniec kropka, najpierw senat się zgodzi i dopiero…- wykrzyknął Oktawian, lecz brutalnie przerwał mu centaur:
- Senat wie o wszystkim i ciebie wyznaczył do tej misji, więc łaskawie się uspokój. Będziesz tam reprezentował Obóz Jupiter.
Rzymianin spłonął rumieńcem i zamilkł, co jakiś czas rzucając mordercze spojrzenia na innych.
-  W jakiej klasie wylądujemy? W sensie będziemy zaczynać od pierwszej czy nie?- zapytała Ann, a bliźniacy od Hermesa popatrzyli się na nią jak na wariatkę.
- Odmłodzimy was, będziecie mieć po 15 lat i chodzicie do piątej klasy.
- Odmłodzicie?- burknął z przestrachem Jason.
- Tyle lat będzie mieć wasze ciało fizyczne, ale zachowacie swoje wspomnienia.
Nastolatkom niezbyt przypadł ten pomysł do gustu, lecz Chejron przyjął postawę nieznoszącą sprzeciwu i jakoś nikt nie oponował jego pomysłom.
- Dlaczego akurat my? W sensie nie mogą to zrobić inni czarodzieje?- warknął Oktawian, który jako jedyny nadal nie chciał nigdzie jechać.
Miał dziwne wrażenie, że źle to się skończy dla całego świata, lecz nie mógł wyczuć dlaczego.
- Dyrektor tamtejszej szkoły, mój stary przyjaciel poprosił o ósemkę herosów do pomocy. I najważniejsze, przed pokonaniem Gai z Tartaru uciekła Nyx bogini nocy, i sprzymierzyła się z Voldemortem, on da jej władze w Ameryce, o ona mu nieśmiertelność.
- Ohhh, kolejne bóstwo, które życzy nam śmierci, genialnie, wprost genialnie! Tylko tego mi brakuje- wrzasnął Percy i zaczął ze złością wpatrywać się w czubki swoich butów. Reszta nastolatków podzielała jego opinię- życie herosa jest wystarczająco trudne i bez ciągłych wojen z nieśmiertelnymi.
- Rozumiem wasz gniew, ale inaczej cały świat zostanie narażony na zagładę, nie macie wyjścia- mruknął, rozkładając ręce w geście bezradności.
- Ja się zgadzam, jadę- westchnęła Ann.
- To ja też- rzekł Percy.
 -I ja- odparł Connor.
- Chciałeś powiedzieć „i my”, braciszku- odrzekł Travis, a jego brat wyszczerzył zęby w odpowiedzi.
- Zgoda, ja i Piper też- powiedział Jason, ściskając swoją dziewczynę za rękę.
- Mhm, wchodzę w to- zgodziła się Reachel.
- Nawet nie myślcie, że tu zostanę, ktoś musi wprowadzić trochę rozrywki w tą misję sztywniaków- rzekł Leo, z uśmiechem jaki tylko on potrafi zrobić, kłoniąc się przy tym teatralnie.
Wszystkie pary oczu w pokoju spoczęły na Oktawianie, który stanął w kącie z założonymi rękami.
- No dobra skoro tak nalegacie, pojadę- burknął cicho.
- Jak nie chcesz to nie jedź, poradzimy sobie bez ciebie- mruknął Travis, miażdżąc go wzrokiem.
- Jadę, ktoś musi z godnością reprezentować Amerykę.- W tym momencie Oktawian wypiął dumnie pierś, czym wywołał nieposkromiony atak śmiechu u nastolatków.

- Wszyscy za, więc ruchy, musicie się spakować, satyrowie zaraz wam przyniosą kufry do których się spakujecie, wszystkie przybory do szkoły kupicie potem, za pieniądze od dyrektora. No, już was tu nie ma- wygonił ich po chwili Chejron.
Herosi wybiegli radośnie z Wielkiego Domu i pognali po swoje rzeczy.