niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział dziesiąty, czyli dobre wrażenie.

Tam tam ta dam! Dziesiąty rozdział ze specjalną dedykacją dla Córki Hadesa, która jako jedyna skomentowała poprzedni rozdział. Rozdział jest strasznie długi, pięć stron w Wordzie XD Mam nadzieję, że się spodoba. 

Amadea :3
PS: Następny pojawi się kiedy zobaczę trzy komentarze tutaj. Wiem, że to szantaż, ale trzeba jakoś ludzi zachęcać do komentowania :/


Percy
Rachel siedziała na tym taborecie zaledwie moment, kilka sekund, zanim czapka wydarła się:
- HU... GRYFFINDOR!!!
Klaskałem wraz z innymi, kiedy zajmowała miejsce obok jednego z bliźniaków. Uśmiechała się blado, strasznie blado. Ten efekt potęgowały jej rude włosy, przypominające płonący stóg siana.
- Co się stało? – spytała się Ann, lekko zaniepokojona. Zresztą, powinna być. Kiedy Rach wykazuje jakiekolwiek obiawy strachy, bogowie chrońcie nas. Przecież walnęła Kronosa grzebykiem w oko, bez zawahania. Przecież nie boi się byle czego.
Właściwie, nigdy nie widziałem jej, kiedy się bała. Nigdy. Więc co mogło doprowadzić ją do takiego stanu? Od zawsze wiedziałem, że gadająco-czytające w myślach czapki, nie są bezpieczne.
Ruda pokręciła tylko przecząco głową, wysyłając nam niemy sygnał „potem, nie tutaj, nie teraz”. Pokiwaliśmy głowami na znak zgody, powracając do obserwacji przydzielania pierwszaków.
Ceremonia ciągnęła się jak toffi. Kiedy już myśleliśmy, że to koniec, odnajdywał się nieprzydzielony uczeń. Przy moim ADHD, ledwo wytrzymywałem psychicznie. Leo zaczął tworzyć swoją własną piosenkę przy pomocy sztućców, co nie wróżyło nic dobrego.
Kiedy Leo, próbuje coś tworzyć twórczo, no cóż- zatyczki do uszy stanowczo nie wystarczą. Więc sobie czekaliśmy ledwo wytrzymując w jednej pozycji i nie zabijając Valdeza.
I wtedy, kiedy ostatni uczeń został przydzielony (Antoni Wirwick, Slytherin), coś się zaczęło. I niestety nie była to kolacja. Po prostu Travis i Connor zaczęli się kłócić, tak, że wszyscy skupili się na nich. Oni nieświadomie, nadal kontynuowali, oczywiście używając własnego języka, którego mało kto rozumiał.
- Ty dorabiana komórko, mówiłem ci z setkę razy, że ty byłeś odpowiedzialny za te wszystkie pułapki! – wrzasnął Connor. Westchnąłem głęboko podpierając się na prawej dłoni. Jak już zaczęli się kłócić nic ich nie mogło powstrzymać. Gnali jak huragan, a przecież wiadomo, że nie ma żadnej metody, aby go zatrzymać.
Trzeba przeczekać i reagować, kiedy trochę się zsapią.
Jeden rzucił się na drugiego. W dłoniach trzymali swoje sztylety, które w ekspresowym tempie wyjęli z połów szat. Sala zamarła. Obróciłem się, trochę znudzony, aby zaobserwować entą walkę rodzeństwa tego miesiąca.
Travis poderwał się na nogi, ruszając pędem w lewo, Connor pobiegł za nim, w szale wymachując sztyletem. Och, bogowie. Znów chcę się pozabijać.
Travis wykonał piękny przeskok z szpagatem w powietrzu nad stołem Krukonów, Connor w ostatniej chwili przeskoczył bokiem nad meblem, a jego stopa o milimetry minęły głowę jakiejś drugoklasistki.
Muszą się popisać, inaczej nie byliby sobą.
Travis obrócił się na pięcie celując ostrzem prosto w szyję brata. Ten się uchylił, ustawiając sztylet, aby go nim dźgnąć. Czyli normalna potyczka, normalnych synów Hermesa. W sumie, mogło być gorzej. Jeszcze nie zaczęli wyzywać siebie od pustych puszek po Coli.
Nie pytajcie się co to znaczy, bo na prawdę nie mam pojęcia, ale kiedy wchodzą w ten etap... Cóż, ostatnim razem domek Hermesa stanął w ogniu. Jak większość domków w Obozie, bo im zachciało się poćwiczyć żonglerkę greckim ogniem.
Nikt nie ucierpiał i Pan D. ochrzanił ich za to. Liczył na przedwczesne zwolnienie z opieki nad nami- stadem nieogarniętych i beznadziejnych herosów. Widać jak nas kocha, prawda?
Annabeth kiwnęła obok mnie głową. System, obmyślony właśnie po sfajczeniu części Obozu. Daje znać, kiedy należy interweniować. Wiecie, to nie jest takie proste, trzeba wyczuć moment, w którym zaczynają się bić dla czystej satysfakcji i chęci rywalizacji.
Półbogowie są wspaniali. Ale nie wtedy, kiedy musisz z nimi walczyć.
Podniosłem się bardzo ociężale z krzesła, jakbym ważył z tonę. Mordercze spojrzenie od Ann troszeczkę mnie pogoniło.  Jason również wstał i powolnym krokiem, z rodzaju tych, których używa się do podchodzenia do wyjątkowego niebezpiecznego i agresywnego zajęcia.
- Ty prawego, czy lewego? – spytałem się z westchnieniem syna Jupitera.
- Prawy. Na gacie Hadesa, nie mogli zaczekać z kilkunastu minut? – jęknął w odpowiedzi.
Bliźniacy nadal się bili coraz bardziej zaciekle. Stanąłem za jednym, a Jason za drugim – technika najbardziej skuteczna na rozszalałym, psychicznie chorych herosów testowana w wielu przypadkach, o których lepiej nie wspominać.
Uniosłem w górę trzy palce, zaczynając odliczanie.
Dwa.
Jeden.
Zero.
I rzuciłem się od tyłu na Travisa, wytrącając mu broń z ręki. Doznania były podobne do przytrzymywania rozjuszonego konia, który macha nogami na wszystkie strony, tak samo jak syn Hermesa to robił. Naprzeciwko mnie Jason oberwał w wyjątkowo spektakularny sposób w nos od Connora.
Rodzeństwo bardzo lubi walić innych w nosy. Można powiedzieć, że to ich własna obsesja, niezbyt przyjazna dla ich przeciwników.
- Już się uspokoiliście, dorabiane komórki? – zapytała się Rachel, a właściwie wrzasnęła na całą salę. Rozległy się pojedyncze śmiechy.
- Och, kochana nie bądź zazdrosna, przecież wiesz, że ciebie kocham najbardziej! – W tamtym momencie prawie cała sala się śmiała.
Ogarnięcie wszystkiego zajęło kilka minut. Dumbledore łatwo wybrnął z sytuacji, mówiąc, że był to pokaz umiejętności, które uczniowie mogą nabyć w tym roku szkolnym, co u niektórych wzbudziło przerażenie, a u innych ekscytację.
Ja, osobiście, chciałem po prostu jeść.
Ale nie. Ta różowa kobieta musiała wygłosić jakąś przemowę, przez którą o mało nie zasnąłem (w niektórych momentach grający Leon się przydaje).
Właściwie, nawet nie wiem o czym była. Halo, ADHD, brak możliwości skupienia plus mega długie przemowy to, powiedzmy sobie szczerze, tragiczne połączenie.
Kiedy wreszcie, padły te magiczne słowa „ucztę czas zacząć”, byłem chyba szczęśliwszy niż na pierwszej randce z Annabeth. Chociaż w sumie, ona skończyła się na uciekaniu przed stadem harpii, więc nie ma co się dziwić.
- Percy, to wygląda obleśnie. Jak możesz to jeść? – spytała się córka Ateny. Spojrzałem na swój talerz. Naleśniki z syropem klonowym, ziemniaki, ryba, kapusta, a do popicia ciepłe mleko. Wszystko pyszne i tak dalej.
- Nie rozumiem o co ci chodzi... Przecież to idealnie się komponuje! Mleko pasuje idealnie do naleśników, a ryba do ziemniaków i kapusty! Na dodatek...
- Zamknij się, Jackson – mruknęła Pipes głosem zabarwionym Czaromową. Chcąc nie chcąc, musiałem się jej posłuchać.
Nikt nie rozumie mojego talentu do dobierania smaków.
- Mamy jutro jakieś lekcje? Trzeba się przygotować...  – powiedział Leo, a ja zakrztusiłem się swoim mlekiem.
Rachel poklepała mnie po plecach, a raczej walnęła całą swoją siłą, ale to już szczegół.
- CO? – Jasonowi oczy niemal nie wypadły z oczodołów. – Leo, może przestań pić ten sok, źle na ciebie działa...
- Och, zamknij się, Grace. Wypadałoby zrobić dobre wrażenie.
- Wiesz, na pewno nie pomoże w tym bitwa na środku Wielkiej Sali. – Delikatna aluzja do braci Stoll, którzy nagle z wyjątkową pilnością studiowali fakturę sufito-nieba.
- Dobra. Jesteście beznadziejni – rzekł wydymając wargi jak naburmuszone dziecko. Zaśmialiśmy się wszyscy razem.
- W sumie, ma rację. Posiedzę dzisiaj z Percym i trochę poczytamy – rzekła po chwili Annabeth.
O, bogowie. Chrońcie mnie.
- Nie, czekaj. Wymawia się „Akłamenti” z akcentem na MEN – pouczyła mnie Annabeth zaglądając do książki.
- No, dawaj koleś. Ja tutaj płonę ze zniecierpliwienia! – dodał Leo, stojący w płomieniach.
Jak widać, testowaliśmy, czy da się go ugasić. Na razie byliśmy na etapie poprawnej wymowy, ale coraz lepiej wychodziło.
- Aqamenti – powiedziałem, a z mojej różdżki wyleciała samotna kropla wody.
- Hmmm... Musisz się bardziej skupić, Glonomóżdżku – oceniła Ann. Posłałem jej mordercze spojrzenie, opadając na łóżko.
Znajdowaliśmy się w pokoju bliźniaków, Leona i Jasona. Mnie dorzucili do pokoju Harry’ego i reszty aby „uściślić więzy między szkołami”, czy coś w tym stylu. Rach i Annabeth dołączyły do pokoju Hermiony i jej koleżanek.
Ściany były czerwone, ze złotymi liniami przy podłodze i suficie, a łóżka królewskie i z baldachimami w kolorach Gryffindoru. Przy nogach każdego z posłań stały już kufry z rzeczami, więc nie musieliśmy ich taskać po tych schodach.
Właśnie, schody to jest dopiero coś. One się ruszają, nigdy nie wiadomo, czy akurat im nie odbije i nie postanowią się przemieścić. Jeszcze zdradliwe stopnie. Szedłem sobie spokojnie, razem z innymi uczniami, ale komu noga utknęła po kolano w tym diabelskiej machinie? Mi. Grunt to dobre wrażenie.
- Ja się poddaję, sama to zrób, mądralo.
- Aquamenti – wyrecytowała wykonując owalny ruch drewnianym patykiem, z którego wyleciała cienka strużka wody. – Widzisz?
Nie odpowiedziałem, tylko odwróciłem się do niej plecami, jak przystało na faceta z urażaną godnością. Zaśmiała się za moimi plecami.
- Która gooooodzina? – przeciągnął się Leo ziewając, już przy wyłączonym ogniu. Zerknąłem na zegarek, stojący w kącie. Dwudziesta druga.
- Pora już się zbierać... – mruknęła Piper, powoli wygramalając się z łóżka chrapiącego już Jasona. Travis i Connor też już powoli tracili energię, którą pożytkowali na obmyślaniu planu celów na ten rok.
- Dobranoc! – wrzasnąłem, wychodząc z ich pokoju. Na korytarzu przeciągnąłem się, jak kot. – Więc do jutra? Słodkich snów – mruknąłem, przytulając Ann i widząc jak odchodzi z córką Afrodyty.
Kiedy wszedłem do własnego pokoju, gęstą atmosferę można było kroić nożem. Właściwie, uformowały się dwa obozy- na jednym z łóżek siedział Seamus z Deanem, a na drugim Neville, Ron i Harry.
Nie chciałem wiedzieć o co chodziło, jeśli czegoś się nauczyłem od synów Hermesa oprócz pilnowania swojego portfela w ich obecności, to właśnie tego- nie wtrącaj się do nie swoich spraw, jeśli nie widzisz w tym zysków.
Tutaj zysków nie dostrzegłem, więc przywitałem się, wymieniłem kilka oczywistych życzeń na czas snu, przebrałem się i udałem w objęcia Morfeusza, w dokładnie takiej kolejności, licząc na miły sen.

Tsa. Marzenia.

8 komentarzy:

  1. Chcę kolejny rozdział. I żeby bliźniaki znowu zaserwowali nam walkę. Albo żeby pojawił się jakiś fajny minotaur, który rozwali pół Hogwartu razem z Voldemortem. Oczywiście to tylko moje wyobrażenia, ale dlaczego by z nich nie skorzystać?

    P.S.: Mogę napisać trzy komentarze, prawda?

    Pozdrawiam Mi$ka

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sól! Sól! Pieprz! Pieprz!
    Prawie miałam rację ( zauważ PRAWIE ), że Rachel będzie w Huffelpuff'ie.
    Byłabym szybciej, ale nie...
    - Anka (tak mam tak na imię) złaź z komputera!
    I wytrzymaj z tymi ludźmi. Po kilku godzinach z szaleństwem już ci nawet pan D. nie pomoże.
    Rozdział jest very, very good i to pisze ci osoba, która wraz córką Hermesa na apelu o przemocy i agresji śpiewała " ziu, ziu, ziu" (siedziałyśmy w ostatnim rzędzie, a za nami stała pani pedagog).
    Wiesz co? Jak nie to ci powiem. Mam wrażenie, że nasza 'ukochana' pani od matmy ma pewne powiązanie z Dionkiem. Stwierdzam wszem i wobec, iz nas nie kocha. Bo kto normalny zadaje całą kartkę działań z matmy - drobnym druczkiem, było ich tam co najmniej ze 100 - z naszym ADHD na następny dzień no powiedz mi.
    Percy bądźmy szczerzy wszyscy chcą po prostu jeść. Koniec i kropka.
    Proszę cie o jedno bliźniacy - którzy bliźniakami nie są - maja na nazwisku Hood nie Stoll.
    Płonący Leoś - jaki gorący - interpretuj to sobie jak chcesz.
    Jeszcze ta zadyma w Wielkiej Sali mmm.... - to co tygryski lubią najbardziej
    Ps.: do Michaliny : Tak możesz ( i masz moje błogosławieństwo -wybacz nie mogłam się powstrzymać ). Może dzięki temu Amadea szybciej doda rozdział?
    Ps2.: I niechaj cię tak Apollo pobłogosławi
    Ps3.: Uwierz naprawdę najprościej jest walnąć w nos.
    Ps4.: Jestem naprawdę tępa wiez tyle.
    Bye, bye.
    ~córka kochającego tatusia z twarzami na sukience z Biedronki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie z bliźniakami jest ten problem, że w angielskiej wersji mają nazwisko Stoll, a w polskiej Hood i niezbyt wiem, które pisać :/
      Przy okazji- kondolencje w sprawie matmy, znam ten ból ;_;
      Amadea :3

      Usuń
  4. Rozdział spoko. Trochę mi smutno, że nie ma perspektyw ludzi z Hogwartu, ale rozumiem, że na razie nie da się inaczej. Nie wiem co napisać. Czekam na next :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, że tak późno czytam i komentuję.
    To tak. Rozdział luźny bez jakiejś szczególnej akcji (oprócz tej z bliźniakami, ubóstwiam cię za ten fragment XD)
    Czytało się lekko i przyjemnie :-)
    Co tu jeszcze dodać?
    Rozdział jak zwykle cudny :-)
    Idę czytać jedenastkę
    P.S. Hoodowie przywodzą mi na myśl w twoim opowiadaniu pippina i merry'ego z "Władcy Pierścieni"

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie jestem dobra w pisaniu mega, długich i wyczerpujących komentarzy więc napiszę tylko że czekam na następny rozdział. Bardzo mnie wciągnęła ta historia, więc mam nadzieję, że to jest tylko chwilowy brak weny. Czekam na twój wielki powrót a tym czasem nominuje twojego bloga do Liebster Blog Award więcej szczegółów na moim blogu http://camp-half-blood-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Komentowanie nie boli, przecież nikt od tego nie umarł :3