Percy i Annabeth spacerowali sobie po plaży.
Po pokonaniu Gai czuli się szczęśliwi i bezpieczni (jak na herosów). Pokój z
Rzymem, który wynegocjowali, tylko wzmógł ich szczęście. Nie powstała żadna nowa Wielka Przepowiednia
i żaden bóg nie życzył im śmierci (oprócz tych co zwykle). Jednym słowem istny
raj, potwory dużo wolniej się odradzają, dzięki czemu tacy jak oni czują się
lepiej.
Wydają się być jak normalni 16-latkowie,
mimo ich nienormalnego pochodzenia. Matką dziewczyny jest sama Atena, bogini mądrości,
a ojcem chłopca jest Posejdon, pan mórz i trzęsień ziemi. Są herosami, ale dla
was, czytelników świat greckich bogów jest owiany Mgłą. To nie błąd
ortograficzny, Mgłą z wielkiej litery.
Niektórzy z was pewnie czytali o
tej Mgle o której tu mowa. Mgła sprawia, że zwyczajni śmiertelnicy nie
dostrzegają bogów, potworów i innych mitologicznych dziwów, choćby stanęliby im
przed oczami.
Percy i Ann znają ten świat jak reszta
herosów. Nie jednokrotnie musieli walczyć o przetrwanie, ale kochają ten świat,
ponieważ dzięki niemu się poznali w Obozie Herosów, inaczej zwanym Obozem
Półkrwi.
Jest to miejsce dla takich jak
oni, dziećmi z problemami. Prawie każdy z obozowiczów ma dysekcję i ADHD.
Dysekcję ponieważ ich mózgi są nastawione na język grecki, już od urodzenia.
ADHD, bo są genetycznie przygotowani na ciągłą walkę i muszą być w każdej
chwili gotowi do obrony.
W gruncie rzeczy, te „wady” są u
nich całkowicie normalne. Każdy półbóg ma własny domek w obozie, coś w rodzaju
rodziny od boskiego rodzica, gdyż nie każdy ma ją w krainie śmiertelników.
Nawet pomniejsi półbogowie mają swoje domki (pomniejsi, znaczy się tacy których
boski rodzic nie jest jednym z olimpijczyków). Tam czują się akceptowani.
Codziennie uczą się obrony, żeby w ciągu roku szkolnego móc mieszkać poza
Obozem w razie potrzeby. Najlepsi z nich wyruszają na misje, żeby się sprawdzić
albo po prostu z nudy (jak to robią dzieci Aresa, boga wojny).
Ich rzeczywistość niewiele różni
się od naszej. Tam też występują problemy miłosne, kłótnie, bójki i
najzwyklejsza w świecie zazdrość. Po prostu w tamtym świecie jest trochę
niebezpieczniej.
Ale wróćmy do historii. Para
spacerowała po plaży patrząc się na zachód słońca. Podziwiali złote promienie
przenikające przez puchate chmury i myśleli. Po prostu myśleli, szczerze
powiedziawszy o niczym.
- Jak myślisz to koniec naszych
przygód?- zapytała się go Ann. On
zastanowił się chwilę i odparł pewny siebie:
- A chcesz, żeby to był koniec?-
tym razem dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć. Z jednej strony chciała
wieść normalne życie, a z drugiej nie wytrzymałaby bez tych emocji, adrenaliny
i radości po wygranej. Ale było coś co najbardziej ją martwiło. Przy każdym
kolejnym wyzwaniu, cena zwycięstwa się też zwiększała. A co jeśli podczas
kolejnej misji cena okaże się zbyt wielka? Co jeśli okaże się Percy będzie
musiał przypłacić życiem?
- Nie chcę, żeby to był koniec-
odparła cicho, jakby do siebie.
- Więc tak się nie stanie-
stwierdził z uśmiechem na twarzy.- Sami jesteśmy władcami swojego losu.
- Ale czy chcieliśmy wylądować w
Tartarze? Nie, a jednak tam wylądowaliśmy- rzekła ponuro, wspominając owe kilka
dni w domu potworów, gdzie wszystko może zabić.
- Nie chcieliśmy tam trafić, to
fakt. Ale poniekąd sami sprawiliśmy, że się tam pojawiliśmy. Nie musiałaś szukać
Ateny Partenons, a ja mogłem się przyłączyć do Gai. Nie zrobiliśmy tego i to
nie była decyzja losu tylko nasza, a przez to postanowienie znaleźliśmy się w
krainie potworów- zakomunikował z inteligentną miną. Dziewczyna otworzyła
szeroko oczy, zastanawiając się kiedy stał się taki mądry.- Chejron tak
twierdzi- stwierdził na widok jej zaskoczonej miny. Roześmiała się i lekko
szturchnęła go w brzuch. On nigdy się nie zmieni- pomyślała z uśmiechem.
- Nigdy nie zmieniłabym swojej
decyzji, a ty?- zadała pytanie doskonale znając odpowiedz.
- Przenigdy. Zaraz kolacja lepiej
się pospieszmy, nie chcę znów czekać godziny w kolejce do trójnogu.
Początek sierpnia- najgorsza pora
na spóźnianie się na posiłki. Właśnie wtedy, w obozie jest większość
obozowiczów, a ostatnimi czasy nowi rekruci przybywają chmarami, jak ćmy do
światła. A niestety wszyscy muszą jeść posiłki o jednakowej porze, gdyż Pan D.
nie ma najmniejszej ochoty ustalić np. trzech tur obiadu, kolacji i śniadania,
co by całkowicie rozwiązało problem kolejki.
Przyspieszyli kroku zostawiając w dali morze i
fale leniwie zalewające brzeg plaży, zastanawiając się co chcą na kolację.
Uśmiech nie schodził im z twarzy.
Po posiłku miała się odbyć Bitwa o Sztandar, a oni mieli być w jednej drużynie.
A bitwa ta była jeszcze bardziej
ciekawa od poprzednich. Miała to być bitwa czterech drużyn jednocześnie (dwóch
greckich i dwóch rzymskich). Wygra ta, która będzie miała cztery flagi na swoim
terenie jednocześnie.
Percy i Ann wcale nie byli pewni
zwycięstwa, oni po prostu cieszyli się z wydarzenia, które wreszcie przełamie
monotonię życia w Obozie.
Każdy ich dzień wyglądał
identycznie: rano- śniadanie, trening szermierki, popołudnie- obiad, lekcja
greki, czas wolny, wieczór- kolacja, ognisko lub śpiewy. I tak na okrągło, dzień
w dzień, godzina w godzinę, bez nawet minuty opóźnienia.
Mimo ciągłych prób zmienienia tej
rutyny, szybko okazało się, że to syzyfowa praca- męcząca i bez efektów.
Kiedy już dochodzili do stolika,
usłyszeli za sobą zachrypnięty głos Chejrona, głównego opiekuna obozu,
centaura, pół człowieka-pół konia:
- Po kolacji, przyjdźcie do
Wielkiego Domu, mam do was sprawę…- I już go nie było, pogalopował, Zeus wie
gdzie. Nastolatkowie wzruszyli ramionami patrząc sobie w oczy. Następnie
ruszyli od razu na miejsce spotkania, nie mając ochoty na nic do jedzenia,
przez zżerającą ich od środka ciekawość.
Kiedy weszli do środka zauważyli,
że Jason, Piper, Leo, Rachel, Oktawian, Travis i Connor już tu są i również
czekają na Chejrona ze zniecierpliwieniem.
Kilka minut później i on się
pojawił i oznajmił prosto z mostu:
- Jedziecie na ściśle tajną
misję, do szkoły magii i czarodziejstwa w Hogwarcie, bez żadnych ale i nikomu
ani słowa.
- Co?- krzyknęli herosi chórem, kompletnie
zagubieni. Dlaczego mają nikomu nie mówić? Do jakiej szkoły magii?
- Bez zgody senatu nigdzie nie
jadę- rozpoczął Oktawian czym zasłurzył na mordercze spojrzenie od Jasona.
- Szkoły magii? To jest szkoła
Hekate, dla jej dzieci?- zapytała rozsądnie Ann.
- Nie, jest to szkoła dla
czarodziejów, muszę wam wyjaśnić, że czarodziej nie jest spokrewniony w żaden
sposób z boginią magii, tylko zawiera cząstkę duszy Chaosu. Miliony lat temu,
Chaos na jeden dzień wmieszał się w ludzi i zaczął im rozdawać cząstki, bardzo
małe, swojej duszy, dając im tym samym moc tworzenie i zmieniania
rzeczywistości- wyjaśnił spokojnie Chejron.- Ta cząstka duszy przechodzi z
rodzica na dziecko, mnożąc się w
organizmie w taki sposób, że zawsze wewnątrz czarodzieja jest taka sama ilość
chaosu jak w momencie urodzenia.
- Dlaczego mamy się tam udać?
Dlaczego ja i mój brat? Nie jesteśmy w niczym szczególnie dobrzy- zastanawiał
się Travis patrząc znacząco na swojego bliźniaka, Connora.
- Macie charyzmę. Co jest tam
bardzo potrzebne, będą wobec was nieufni, szczególnie, że na samym początku
poznacie się w ich tajemnym miejscu, do którego tylko osoby którym ufają mogą
się dostać, do kwatery głównej Zakonu Feniksa.
-Zakon Feniksa? Co to takiego?-
zaciekawiła się Rachel, czując jak duch wyroczni wyrywa się aby coś powiedzieć.
Ona jako jedyna w obozie była śmiertelniczką, w której zamieszkał duch
Delfickiej wyroczni i od tej pory ona jest jedynym źródłem przepowiedni.
- Stowarzyszenie, które walczy z
Lordem Voldemortem, najgroźniejszym czarnoksiężnikiem, który powrócił do życia
w maju tego roku. Niestety społeczeństwo czarodziejów nie wierzy w jego powrót,
dlaczego dowiecie się od dyrektora Hogwartu. Magicy są w takim strachu, że boją
się wymawiać imię Sami- Wiecie- Kogo, bo tak nazywają Lorda Voldemorta,
Sami-Wiecie –Kim. Poznacie tam Hermionę, Rona i Harry’ego, to ich musicie
ochraniać.- zakomenderował w swoim monologu.
- Ale jak mamy chodzić do tej
szkoły? Nie jesteśmy czarodziejami- prychnęła Piper.
- Dostaniecie kawałek duszy
Chaosu, dzisiaj punkt dziewiętnasta wieczór, do tego czasu spakujcie się i
bądźcie gotowi do drogi.
- Czyli nie będzie nas na bitwie
o sztandar?- jęknął zbolały Percy z miną męczennika, przez co wywołał salwę
śmiechu u swojej dziewczyny.
- Nie będziecie, od razu się tam
udacie, a zabierze was Dumbledore z pod Empire State Building- wymamrotał z
uśmiechem mężczyzna.
- Ja nie jadę, koniec kropka,
najpierw senat się zgodzi i dopiero…- wykrzyknął Oktawian, lecz brutalnie
przerwał mu centaur:
- Senat wie o wszystkim i ciebie
wyznaczył do tej misji, więc łaskawie się uspokój. Będziesz tam reprezentował
Obóz Jupiter.
Rzymianin spłonął rumieńcem i
zamilkł, co jakiś czas rzucając mordercze spojrzenia na innych.
-
W jakiej klasie wylądujemy? W sensie będziemy zaczynać od pierwszej czy
nie?- zapytała Ann, a bliźniacy od Hermesa popatrzyli się na nią jak na
wariatkę.
- Odmłodzimy was, będziecie mieć
po 15 lat i chodzicie do piątej klasy.
- Odmłodzicie?- burknął z
przestrachem Jason.
- Tyle lat będzie mieć wasze
ciało fizyczne, ale zachowacie swoje wspomnienia.
Nastolatkom niezbyt przypadł ten
pomysł do gustu, lecz Chejron przyjął postawę nieznoszącą sprzeciwu i jakoś
nikt nie oponował jego pomysłom.
- Dlaczego akurat my? W sensie
nie mogą to zrobić inni czarodzieje?- warknął Oktawian, który jako jedyny nadal
nie chciał nigdzie jechać.
Miał dziwne wrażenie, że źle to
się skończy dla całego świata, lecz nie mógł wyczuć dlaczego.
- Dyrektor tamtejszej szkoły, mój
stary przyjaciel poprosił o ósemkę herosów do pomocy. I najważniejsze, przed
pokonaniem Gai z Tartaru uciekła Nyx bogini nocy, i sprzymierzyła się z
Voldemortem, on da jej władze w Ameryce, o ona mu nieśmiertelność.
- Ohhh, kolejne bóstwo, które
życzy nam śmierci, genialnie, wprost genialnie! Tylko tego mi brakuje- wrzasnął
Percy i zaczął ze złością wpatrywać się w czubki swoich butów. Reszta
nastolatków podzielała jego opinię- życie herosa jest wystarczająco trudne i
bez ciągłych wojen z nieśmiertelnymi.
- Rozumiem wasz gniew, ale
inaczej cały świat zostanie narażony na zagładę, nie macie wyjścia- mruknął,
rozkładając ręce w geście bezradności.
- Ja się zgadzam, jadę-
westchnęła Ann.
- To ja też- rzekł Percy.
-I ja- odparł Connor.
- Chciałeś powiedzieć „i my”, braciszku- odrzekł Travis, a jego
brat wyszczerzył zęby w odpowiedzi.
- Zgoda, ja i Piper też-
powiedział Jason, ściskając swoją dziewczynę za rękę.
- Mhm, wchodzę w to- zgodziła się
Reachel.
- Nawet nie myślcie, że tu zostanę, ktoś musi wprowadzić trochę rozrywki w tą misję sztywniaków- rzekł Leo, z uśmiechem jaki tylko on potrafi zrobić, kłoniąc się przy tym teatralnie.
- Nawet nie myślcie, że tu zostanę, ktoś musi wprowadzić trochę rozrywki w tą misję sztywniaków- rzekł Leo, z uśmiechem jaki tylko on potrafi zrobić, kłoniąc się przy tym teatralnie.
Wszystkie pary oczu w pokoju
spoczęły na Oktawianie, który stanął w kącie z założonymi rękami.
- No dobra skoro tak nalegacie, pojadę-
burknął cicho.
- Jak nie chcesz to nie jedź,
poradzimy sobie bez ciebie- mruknął Travis, miażdżąc go wzrokiem.
- Jadę, ktoś musi z godnością
reprezentować Amerykę.- W tym momencie Oktawian wypiął dumnie pierś, czym
wywołał nieposkromiony atak śmiechu u nastolatków.
- Wszyscy za, więc ruchy, musicie
się spakować, satyrowie zaraz wam przyniosą kufry do których się spakujecie,
wszystkie przybory do szkoły kupicie potem, za pieniądze od dyrektora. No, już
was tu nie ma- wygonił ich po chwili Chejron.
Herosi wybiegli radośnie z Wielkiego Domu i pognali po swoje rzeczy.