Jest! Oto go
napisałam! Nie macie pojęcia, jak pokochałam bliźniaków, przez pisanie tego.
Muszę tylko coś wyjaśnić:
1.
Noramlny tekst- normalna część
2. Pochyły tekst- komentarze Freda
3. Pochyły i pogrubiony tekst- moje
komentarze, jako narratorki.
Jest to wydanie promocyjne, aby wynagrodzić wam okres
oczekiwania. No… I zobaczymy, czy będzie się podobać. Oby tak.
Przy okazji, mam ponad 1300
wyświetleń… Jestem z Was taka dumna, mam
trzy rozdziały i tyle wyświetleń XD
Co jeszcze dodać... No, dziękuję za wszystkie komentarze i czytajcie!
PS: Czytanie tego rozdziału grozi poważnym uszczerbkiem na zdrowi bądź zagraża Waszemu wzrokowi. Nie mówcie, że nie ostrzegałam...
PPS: Komentowanie by nie zaszkodziło, naprawdę... A skoro są wakacje to dzięki kilku komentarzom, mogłabym się pośpieszyć i wysłać coś szybciej...
PPS2: Naprawdę, klawiatura NIE GRYZIE...
PPS: Komentowanie by nie zaszkodziło, naprawdę... A skoro są wakacje to dzięki kilku komentarzom, mogłabym się pośpieszyć i wysłać coś szybciej...
PPS2: Naprawdę, klawiatura NIE GRYZIE...
Fred
Fred Wesley od zawsze miał bardzo mocny sen. Niektórzy
sądzili wręcz, że nie da się go obudzić w żaden sposób. Tsa… Jasne.
Ale jego brat bliźniak wiedział jak to zrobić. I niestety
bardzo często to robił. Niestety…
Tak więc owej gwieździstej
nocy, Fredowi do nosa został przystawiony kubek z Ognistą Whisky, której
to zapasy skrzętnie chowali przed swoją matką.
Zerwał się prędko, jakby nagle poczuł, że leży na
rozżarzonych węglach, lecz gdy spróbował złapać naczynie, ono zostało mu, w
jego mniemaniu, brutalnie odebrane, przy akompaniamencie śmiechu jego brata. Brutalnie
odebrane?! Czy ty kiedykolwiek piłaś Ognistą?
Fred obrzucił go morderczym spojrzeniem, przecierając
oczy. George był jego lustrzanym odbiciem, idealną kopią, przez co często ich
mylono, co oczywiście obracali na swoją
korzyść. Na przykład kiedy tylko jeden z nich miał szlaban. Albo całując się
z dziewczyną.
Mieli identycznie przystrzyżone, rude czupryny, kasztanowe
oczy, elfie rysy i twarz usianą piegami. Nawet budową zbytnio się nie różnili.
Obaj wysocy, przeraźliwie szczupli i o zwinnych palcach.
Ale nie o tym teraz mowa. Bo mowa o bułce serowej,
prawda narratorko?
- O co chodzi? - spytał rozdrażniony Fred, nadal nie do
końca wyrwany z objęć snów. Pfff… Nie słyszałaś nigdy o bliźniaczej
czujności? My zwsze jesteśmy rozbudzeni!
- O gacie Merlina - prychnął drugi. - Wyjrzyj przez okno,
Śpiąca Królewno - dodał z charakterystyczną dla niego nutką kpiny, przez którą
wszyscy go kochali. Oprócz profesora Snapa. On kochał tylko swoje włosy.
Jego brat obrzucił go morderczym spojrzeniem i westchnął
głęboko w geście kapitulacji, ale grzecznie podszedł do okna włócząc nogami. Grzecznie?
Chyba masz udar. Otworzył je na całą szerokość, wiedząc, że inaczej nic by
nie dostrzegł przez osmaloną szybę- efekt ich wczorajszych eksperymentów. To
nie eksperymenty! Dzięki temu będziemy sławni i bogaci, i będziemy mieli masę
miotł, i latających aut… Och, zamknij się Fred! Ja jestem narratorką!
Do końca nie był pewny co spodziewał się tam ujrzeć. Ale z
pewnością jego zdziwienie okazałaby się mniejsze, gdyby zauważył tam Profesor
McGonagall tańczącą kankana w neonowo różowej, bufiastej sukience u boku
Filcha. A założysz się?
Bo jak miał zareagować na widok ósemki nastolatków w
identycznych, pomarańczowych koszulkach u boku dyrektora Hogwartu? Normalnie.
Wrócić do ciepłego łóżka.
- Stary, przypomnij mi, abym następnym razem nie testował
naszych piekielnych wynalazków. Podajmy je Ronowi. Ja mam dość - burknął. Przy
okazji wyobrażając sobie swego młodszego brata z wielkimi ustami. Nareszcie
nauczy się całować.
- Ej, braciszku niezły pomysł! - roześmiał się drugi. -
Ale ja widzę to samo co ty, a wczoraj była twoja kolej na bycie szczurem.
Sam jesteś szczur!
George po chwili dołączył do bliźniaka, wręczając mu
kubek, a samemu powoli sącząc Ognistą z drugiego. Brawo, George! Ty jeden
myślisz normalnie! EJ!
- Widzisz tą dwójkę? - wskazał Fred, zapominając, że
niegrzecznie jest wskazywać na ludzi palcami. - Kojarzysz ich? To oni wpadli na
nas rok temu, uciekając przed chłopakiem z niebieskimi włosami.
- Jak mógłbym ich zapomnieć? Osobiście im dopingowałem.
Czy myślisz o tym samym co ja, Fred?
- Zawsze i wszędzie, George. Wojna. Nie pozwolimy im zająć
naszego miejsca dowcipnisiów.
W ciemności zalśniły dwa promieniujące uśmiechy, a w
oczach bliźniaków zatańczyły wesołe iskierki. Już wiedzieli, że ten rok będzie
nie zapomniany i znaleźli godnych
przeciwników. Wiedzieli…? Tak, wiedzieliście. I cicho!
Skąd? Księżyc im powiedział.
Weasleyowie mają swoje sposoby.
Powoli zeszli na dół, starając się nie rozbudzić
portretów. Chyba zwariowałaś. Ci wiekowi starcy są głusi jak pnie.
Z różdżkami w dłoniach, czuli się pewnie, zresztą jak
zawsze. Byli Gryfonami i dumnie reprezentowali swój dom. Od przebiegłości
Ślizgonów, wiedzy-o-własnej-wszechwiedzy Krukonów, kretynizmy Puchonów, chroń
nas Gryffindorze. Fred, nigdy więcej nie śpiewaj, błagam. Buhahaha! A całusa
dostanę? Zgiń i umrzyj, Gryfonie! Po moim trupie.
Stopnie były zimne, tak samo jak cały budynek. Nie
wiadomo, czy to ze względu na brak ogrzewania, czy przez obecność przedmiotów
ściśle związanych z czarną magią. Obawiam się, że to przez obecność naszej
matki. Ostatnio była zimna jak lód. Niewdzięczny z ciebie syn…
Na dole zastali już Harry’ego, wpatrującego się głupkowato w korytarz. George
przycisnął palec do ust nakazując ciszę. Narratorko, proszę cię, nie wiesz,
że mamy takie coś, jak łącze telepatyczne? Rozumiemy się z bratem bez słów! Przecież
nic do ciebie nie powiedział! On POKAZAŁ! … Cicho. Zmień to.
Bliźniacy zrozumieli się niemal bez słów. No, tak
lepiej. Obaj podeszli bezgłośnie od tyłu do Pottera. Obaj nabrali głęboki
wdech. Obaj uśmiechnęli się diabelsko. Obaj wrzasnęli na całe gardło. Obaj
krzyknęli „ PROFESOR SNAPE UKRADŁ CI SZAMPON”. Serio? Nie mogłaś wymyślić czegoś
lepszego? Szampon? Weź mi nie przeszkadzaj i wracaj do mojej głowy! Czy ty mnie
zapraszasz? Ale tak na pierwszej randce? Marzenia są pięknie, Wesley.
Harry podskoczył, ale nie krzyknął, czym bardzo zawiódł
braci. A liczyli, że obudzi swoim wrzaskiem wszystkich domowników, a oni będą
mogli się zwijać ze śmiechu. My zawsze to możemy, nie potrzebujemy powodu. Wiesz
co? Zacznę ciebie ignorować. Długo nie wytrzymasz, słońce.
- Musieliście…? – powiedział, uśmiechając się blado. Raczej
upiornie.
- Jasne, że tak. Gapiłeś się na ten korytarz, że
obawialiśmy się, że gałki ci wypadną. Widzisz, jak o ciebie dbamy? Nawet nic
na tobie nie testujemy! - roześmiał się Fred. Klepiąc okularnika po plecach. Stanowczo zbyt
mocno, przez co ten zaczął kaszleć. Kłaczek?
- Kłaczek? – powiedział przymilnie George. Kocham
ciebie, stary! Kazirodztwo? Podobno mnie ignorujesz. Nie zmieniaj tematu. O czym ja
nie wiem? O wielu rzeczach, wielu…
- Nie… Wiecie czyje to walizki? Zatarasowały przejście.
Może się wydawać dziwne, ale bliźniacy dopiero w tym
momencie dostrzegli powód oszołomienia Chłopca-Który-Przeżył. Wielkie walizki,
dużo latających luzem elementów i dziwnych urządzeń, których nigdy nie widzieli
na oczy. My wszystko widzieliśmy! Wyjaśnij co to jest telefon. To…
Eee… Taka mugolska sowa?Jasne, kochany.
- Tych dzieciaków, którzy przyjechali z profesorem
Dumbledorem – odparł mądrze Fred, obdarzony spojrzeniem pełnym przerażenia od
swego brata. Pełnym podziwu! Jestem od niego starszy o całą minutę. Co ma piernik do wiatraka? A co to jest wiatrak? Nieważne...
- Dumbledorem…? – powiedział kwaśno Harry. Odwrócił się na
pięcie i odszedł na górę bez słowa.
- A go co ugryzło? – spytał się Fred, patrząc głupio za
odchodzącym chłopakiem. PATRZĄC się GŁUPIO??? Ja zawsze patrzę się mądrze. Wiesz,
że to co powiedziałeś nie ma najmniejszego sensu…?
- Może okresu dostał? Stary, naprawdę nie mam pojęcia –
odparł wzruszając ramionami. – Ej, słyszysz to?
To krew, to krew, to krew Weasleya, co bije głośno i
rozum odbiera, krew, krew, krew Weasleya… MIAŁEŚ NIE ŚPIEWAĆ!
- Co?
- No to!
- Jakie to?
Nie ma to jak dyskusja na poziomie, braciszku!
George prychnął i wtedy Fred również to usłyszał, ciche
skrobanie po drugiej stronie. Gdy tylko otwierał usta, aby coś dodać, usłyszał
ogłuszający huk, a po chwili wszystkie rzeczy tarasujące hol, leżały równo
ustawione po oby ścianach, skutecznie tłumiąc jęki i protesty portretów. Ty
nie wiesz jakie płuca ma matka Syriusza…
Zrymowało ci się. Wiem. Jestem geniuszem. Z udarem…
Z drugiej strony widać było powód tego zamieszania. A
mianowicie dyrektora Hogwartu i ową ósemkę nastolatków, którą bracia widzieli
przez okno.
Na przodzie stała blondynka, mierząca ich uważnym spojrzeniem.
Za nią stał czarnowłosy chłopak, drapiący się po głowie. Małpka. Następnie ruda dziewczyna, która mogła
należeć do ich rodziny, gdyby nie zielone oczy. Obok niej stała kolejna
osobniczka płci żeńskiej, z orlimi piórami we włosach.
Dalej stali owi bliźniacy, z minami niewiniątek, które
wróżyłyby dla wszystkich coś złego, ale Wesleyowie ich jeszcze nie znali. Jeszcze?
A skąd wiesz, może się znamy? Błagam
cię, Fred, uspokój się. Za dużo Ognistej! Jej nigdy nie jest za dużo!
Na końcu stali obok siebie blondyn i brunet, o włosach typu
„na dworze szaleje huragan”.
- Miło was widzieć, panowie Wesley. Bylibyście tak mili i
obudzili swoją matkę? – spytał się profesor, obdarzając ich lekkim uśmiechem. Większość
uczniów boi się tej jego miny… A to wszystko przez jakąś plotkę. Której wcale nie rozpuściłeś, czyż nie?
Żaden z nich nie miał czasu nawet odpowiedzieć, bo owa
osoba zeszła ze schodów w towarzystwie całej rodziny z Hermioną. Harry’ego nie
było widać. Fochnął się.
- Co tak stoicie w progu? Proszę, proszę, wchodźcie!
Musieliście zmarznąć, noc jest chłodna! – powiedziała pani domu, ze swoim
wigorem, który wywoływał na twarzach uśmiech. Przerażenia… Uśmiech
przerażenia. – Profesorze, co pana tutaj sprowadza? – dodała, jakby dopiero
w tamtej chwili go zauważyła.
- Wiele rzeczy, wiele. Może usiądziemy i wszystko
wyjaśnimy? – zaoferował grzecznie.