Napisałam! Nareszcie. Jeszcze tylko przeniosę ich do Hogwartu i pójdzie jak z górki :3 Notki powinny pojawiać się częściej i być dłuższe, więc wszyscy się cieszmy.
Krótko i zwięźle:
Niezbyt podoba mi się ten rozdział, że Harry trochę inaczej się zachowuje, ale mam nadzieję, że nie będzie to Wam przeszkadzać.
PS: Co sądzicie o nagłówku? Proszę o szczere opinie, chcę wiedzieć, jaki jest efekt znęcania się nad programem graficznym XD
PS2: Następny rozdział pojawi się, jak zobaczę KILKA szczerych komentarzy. I przez kilka rozumiem powyżej pięciu. Czy to szantaż? Nie, ale trzeba jakoś motywować, prawda?
PS3: Jeśli znajdziecie zbłąkane przecinki, nie zwracajcie na nie uwagi. Po prostu moja znajomość interpunkcji znów się zbuntowała.
***
Harry
- Właśnie oni… Są nowymi uczniami Hogwartu z wymiany. Na
moją prośbę dyrektor ich szkoły przysłał ich do mnie. Pomogą nam ulepszyć nasz
system, przy okazji samemu się ucząc – wyjaśnił profesor ze stoickim spokojem, wchodząc
do olbrzymiej jadalni, zdecydowanie za dużej na samych członków Zakonu Feniksa,
ale teraz po przybyciu „gości” idealnej.
Szedłem tuż za nim, wpatrując się zirytowany w tył jego głowy.
Czemu ignorował całkowicie moją obecność? Rozumiem, że
miał problemy przez to, że gadał o odrodzeniu Voldemorta, ale… Bez przesady. Czy to nie ja musiałem walczyć,
czy to nie ja o mało nie zginąłem, czy to nie ja musiałem patrzyć na śmierć
Cedrika, czy to nie ja przeżyłem ten koszmar?
Niestety chciałbym powiedzieć, że tamta bitwa była zwycięstwem.
Ale… Jak można nazwać tak śmierć ambitnego Puchona?
Nie, powiedziałem
sobie. To nie czas na to. Skup się na tu
i teraz, nie na wczoraj. Lecz łatwo powiedzieć, trudno zrobić.
- Ale… Czy to aby na pewno rozsądne? – spytała powoli i
niepewnie Molly, gdy wszyscy łącznie ze mną zasiedli przy stole.
Pewnie, że nie było rozsądne. Wprowadzać obcych do Zakonu
Feniksa…? Nawet, jeśli chodziło o sam budynek. Każdy z nich może być
potencjalnym zdrajcą, czy też szpiegiem. Sam Snape wystarczy, po co zwiększać
ryzyko?
- Ależ oczywiście, że tak. Spokojnie, Molly. Są
najlepszymi uczniami ze swojej szkoły i mają więcej doświadczenia w bitwach,
niż każdy z nas. Przydadzą się Zakonowi.
Zakonowi. Są jego członkami. Oni, którzy nie widzieli, jak
nikt umiera na ich oczach, nie widzieli, jak z oczu ucieka życie. Nie. Oni nic
nie wiedzieli! Nie walczyli z Voldemortem, lecz mimo to zostali członkami
Zakonu.
A ja, spotkałem go czterokrotnie, nie byłem tego godzien.
To nie było fair. Absolutnie nie było.
Ale od kiedy to życie jest dla mnie sprawiedliwe?
Poczułem się wściekły, pominięty, jak na początku lata.
Ale chyba najbardziej się po prostu zawiodłem.
I to bolało, jak drzazga w palcu, która wbijała się coraz głębiej.
- Syriuszu, wyjaśniłem ci sprawę już wcześniej. Udało się
powiększyć strych? – tu zwrócił się do Syriusza. Nie do mnie. Do mnie słowem
się nie odezwał, unikał mojego wzroku. Jakbym coś zrobił…
- Och, oczywiście. Cztery łóżka czeka, tylko nie wiem jak
na to zareaguje Stworek. Może nareszcie umrze…? – powiedział, a w jego słowach
wyraźnie pobrzmiewała nadzieja. Stłumiłem chichot. On się tak szczerze nienawidzili…
Mieli powody i to dość dobre. Ja też nie pałałem miłością do tego skrzata,
zachowywał się jak rasowy Śmierciożerca. Te same przekonania, nienawiść do
zdrajców krwi, mugoli i tych, co im pomagają.
- Cztery? Nas jest ósemka – wtrąciła się rudowłosa
dziewczyna, przyjmując godnie mordercze spojrzenie od blondynki.
- Opanowałaś podstawy matematyki, brawo – prychnął
arogancko blondyn, podpierając się ręką o stół.
- Oktawianie, ty… - zaczęła gniewnym tonem ruda, wstając z
miejsca.
- Rzeczywiście, panno Dare. Panna Chase, zamieszka z pannami Weasley i
Granger, a panowie Jackson i Augustus z panem Potterem i Wesley’em – przerwał
jej głośno profesor. Dziewczyna opadła na miejsce, a nerwowa atmosfera wypełniła
powietrze niczym azot.
Zmarszczyłem brwi, zirytowany. Mam być szczery? Dobra. Nie
ufałem im. Po prostu… nie. Jak mogą tak nagle się zjawiać i wszyscy zachowują
się, jakby byli nie wiadomo jak ważni?
Nie chodzi mi o to, że mnie powinni wielbić, czy coś, ale
też nie znaczy, że oni powinni być wielbieni.
Poza tym nie miałem zielonego pojęcia, który to Augustus, a
który Jackson. Ale miałem dziwne wrażenie, że ten chamski chłopak jest jednym z
nich.
- Niestety, pewne sprawy są bardzo naglące, więc muszę was
tutaj zostawić. Pamiętajcie, o czym wam mówiłem. – Tu dyrektor zwrócił się do
tej bandy nastolatków, znikając za drzwiami. Zacisnąłem zęby. Nie, że coś, ale
jakieś wyjaśnienia mi się należą, prawda?
- No… Więc… Ja jestem Annabeth, a ten idiota obok mnie
to Percy – zaczęła Ann, wskazując na bruneta, który akurat zakrztusił się
sokiem. Coś w jej głosie, przywodziło mi na myśl przywódcę. Pewnego siebie,
niezachwianego, odważnego. I sądziłem, że właśnie tak ją traktowali. Jak ich
lidera, tego co jest za wszystko odpowiedzialny.
- Idiota?! No weź! Przecież ciebie przeprosiłem! –
odburknął Percy, rozgniewany. On… On był dziwny. Tylko tak umiałem go określić.
- A ja ci nie wybaczyłam.
Ci bliźniacy, strojący głupie miny, to Travis i Connor. Niekoniecznie w
tej kolejności. Na Ze… miłość Boską, zostaw tę marchewkę w spokoju! – dodała
poirytowana, gdy jeden z nich chwycił warzywo do ręki jakby był to sztylet.
Hermiona i cała rodzina Wesley’ów zachichotała, a Lupin i Syriusz zdobyli się na
słaby uśmiech.
Szczerze powiedziawszy, ja też z trudem powstrzymałem
śmiech i napięta atmosfera ulotniła się, jakby ktoś przebił bańkę mydlaną.
- Rachel, to ruda dziewczyna, aktualnie zdzielająca Travisa
w głowę – kontynuowała. Rachel zaśmiała się głośno, gdy owy Travis zmierzył ją
spojrzeniem zbitego psiaka. Dziewczyna wyglądała na najweselszą z całego
towarzystwa. Na głowie miała bandankę, powstrzymującą rude pukle włosów przed
zasłanianiem widoku. Gdyby nie zielone oczy z pewnością mogłaby należeć do
rodziny Rona.
- Ja jestem Piper, ten mordujący kotleta zwie się
Oktawian, a ten głupek obok mnie to Jason – wtrąciła się brązowowłosa
dziewczyna, z wplecionymi orlimi piórami między cienkie warkocze.
Oktawian był blondynem, rzucającym podejrzliwe spojrzenia
na prawo i lewo, a Jason miał identyczną barwę włosów co on. Obaj jednak
różnili się diametralnie. Jeden był wysportowany, drugi chudy jak patyk, jeden
miał przyjazne spojrzenie, drugi wręcz przeciwnie. Jakby ktoś stworzył ich na
zasadzie kontrastu.
- A ja jestem Leo i jestem boski – rzucił brunet, o równie
rozwianych włosach co moje, powracając do przerwanych czynności, czyli budowania
dziwnej konstrukcji z serwetek i śpiewania jakiegoś energicznego kawałka.
Bliźniacy, Travis i Connor, ryknęli donośnym śmiechem, a
reszta po prostu popatrzyła się na nich współczująco.
Zaśmiałem się. Słowa Leo były takie… Głupie. Ale w pewnym sensie tak genialne.
- Miło was poznać, słoneczka. Ja jestem Molly Wesley –
przedstawiła się pani Wesley, posyłając nam kolejno łatwe do odczytania
spojrzenie- „przedstawcie się, bo jak nie... „
- Harry – powiedziałem, siląc się na uśmiech. Wydają się
przyjaźni, ale profesor Moody też się taki wydawał, a okazał się Śmierciożercą
podszywającym się pod niego. Nie zamierzałem ponownie popełnić tego błędu.
Przedstawiliśmy się po kolei, a gdy skończyliśmy Annabeth
się odezwała, a jej uśmiech wydawał się być szczery. Wydawał.
- Wybaczcie nam, ale jesteśmy bardzo zmęczeni, czy
moglibyśmy iść spać? Jutro mamy cały dzień na wyjaśnienia.
Syriusz od razu zerwał się z miejsca, razem z panią
Weasley i Lupinem. Przepraszali za nieuprzejmość i wyprowadzili przybyszów z
pokoju. Odetchnąłem z ulgą i spojrzałem na Hermionę i Rona. Miny mieli niepewne
i przestraszone.
Sam tak się czułem. Czy to jest jakiś kawał? Podstęp?
Pułapka? Test?
Wszystko nie trzymało się kupy! Albo ja nie dysponowałem
wszystkimi częściami układanki. Wolałem opcję numer jeden, że to jakiś durny
kawał. Numer dwa znaczyła, że mają tajemnice. A ja miałem ich naprawdę dość.
Ale z drugiej strony… Oni byli w naszym wieku.Nie
powinienem oceniać książki po okładce, a w tym przypadku człowieka po
wyglądzie. Nie znam ich…
- Harry, co o nich myślisz? – zapytała się cicho Hermiona,
przekrzywiając głowę w charakterystyczny sposób, tym samym przerywając moje
rozmyślania.
- Nie wiem. Nie ufam im – powtórzyłem, a gdy te słowa
tylko zostały wypowiedziane poczułem, że są prawdziwe, nie wmówione.
Po prostu nie wiedziałem, bo ich nie znałem. A w głębi
ducha, chciałem, aby tak pozostało na dłużej. Ale od kiedy to los robi to co
chcę?
- Jeszcze ich nie znamy. Ale masz rację, nie możemy im zaufać,
Harry. Nie teraz. Wybaczcie, ale ja idę spać. Jutro mamy sprzątnąć jeden z
pokoi, a ja nie chcę zasnąć… - mruknęła Gryfonka, ziewając donośnie i kierując
się w stronę pokoju.
Uśmiechnąłem się do Rona, a on odpowiedział mi tym samym.
- W tym roku postarajmy się nie wpaść w kłopoty – mruknął Weasley,
dołączając w ślady Hermiony. Roześmiałem
się i również ruszyłem za nimi.
Zapowiadał się interesujący
rok. I chyba po raz pierwszy, nie byłem pewny, czy w Hogwarcie poczuję się
bezpiecznie. Ale nie przeszkadzało mi to. Mam przyjaciół i wojnę do wygrania, czego chcieć więcej?
Tiananana ;D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, i cóż mogę napisać ?
Fajnie by było(moim zdaniem) żeby Harry był mniej podejrzliwy w stosunku do Herosów, to tyle ;*
Pozdrawiam i życzę dużo weny ;3
Ps.chyba nigdy nie nauczę się pisać komentarze ;//
Musze przyznać że ta podejżliwość harrego jest irytująca bo my wiemy coś co on nie wie ale po zatym świetnie napisany rozdział.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMiałam nie komentować, ale skoro trzeba...
OdpowiedzUsuńCzytałam wszystko, ale dzięki swej Zwiadowczej naturze zrobiłam to niemal niepostrzeżenie. Raz prawie skomentowałam, ale się nie udało, bo po napisaniu komentarza stracilłam internet
Jest fajnie i czekam na cd!
Jak przeczytałam drugi raz to stwierdzam, że czegoś nie rozumiem. Czy oni przyjechali rano czy wieczorem? No i Dumbel miał ich zabrać z E. S. Building, a wziął z Obozu. No i ta podejrzliwość Harry'ego... Nie pasuje do niego, raczej do któregoś z jego przyjaciół... No i Percy stracił, w porównaniu z poprzednimi rozdziałami, na tej... Persjowatości. If yoi know what i mean :) Rozumiem, że z Harrym jest ciężej, bo nie ma jego narracji w książkach, ale Jacksona znamy na wylot! Ooo i nie ma Franka i Hazel. No i dobrze. I jeszcze jedno: proszę, zabij kogoś! Plis!!! Ma być mhrrocznie.
OdpowiedzUsuńJane <3
PS. Jesteś już u mnie w polecanych :)
No to prawda i tylko prawda (zapowiada się na dłuższą wypowiedź)...
OdpowiedzUsuńMam parę punktów do skomentowania:
1.Nagłówek
Ogółem szablon (czy jak to się nazywa) wygląda spoko. Robi trochę dziwne wrażenie, ale to dlatego, że przyzwyczaiłam się do starego.Rysunek Harry'ego jakoś podskórnie mi się nie podoba choć nie jest najgorszy.A co do rysunku Percy'ego powiem tylko tyle: Nie lubię tego gościa, więc nie ważne jak ładnie może być przedstawiony. I tak będę uważać go za zbędny.
2. Harry
Jego charakter wydaje mi się u ciebie trochę inny, ale wiem, że się starasz.
Tylko jednego zdania nie potrafię przyswoić:"Mam przyjaciół i wojnę do wygrania, czego chcieć więcej?". Harry był świadom wojny, ale z tego jak go zapamiętałam to nie miał on pewności, że ją wygra. On nie miał chyba tyle pewności siebie.
P.S. Przepraszam za to czepianie się, ale nie mogę się powstrzymać.
3.Błędy w pisowni
Wyszukałam byka:
"On się tak szczerze nienawidzili…"
A reszta to chyba dobrze, ale nie wiem na pewno bo jest już późno i chce mi się spać.
4.Błędy w fabule
Pierwsza pomyłka: Nie jestem ekspertem od "Olimpijczyków", ale wydaje mi się, że Travis i Connor nie są bliźniakami.
Druga pomyłka: Harry spotkał Voldemorta pięć razy (licząc od jego urodz. do pocz. 5. części). Wyliczam:1.Gdy Potter miał roczek.
2.Gdy Harry był po raz pierwszy w zakazanym lesie.
3.Pod koniec "Kamienia filozoficznego"
4.W drugiej klasie
5.Na cmentarzu
5.Ogólne wrażenie (czyli koniec Hurrraaaa)
Rozdział był interesujący. Naprawdę fajny. Czekam na next.:-D Więcej nie napiszę, bo oczy mi się kleją.
Gratuluję wytrwania do końca tego komentarza.Mam nadzieję, że o to ci chodziło.
Dobranoc
Wydaje mi się, że bardziej podobałaby mi się trzecia osoba jeśli chodzi o perspektywę Harry'ego.
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy, czekam na ciąg dalszy