poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział dziewiąty, czyli domy.

Ekspresowe tempo, moi kochani. Ale jak mówiłam - teraz już górki!
Enjoy, czrodzieje/herosi!

Amadea :3
PS: Nawet nie wiecie, jaka jestem dumna, nigdy nie myślałam, że dojdziemy aż do 3000 wyświetleń! Następny cel- 4000! :')
***
Rachel


 Dojechanie do tej całej szkoły, zabrało stanowczo zbyt dużo czasu. Szczególnie, kiedy ten palant, głąb, Oktuś, wmawiał mi, że nie jestem PRAWDZIWĄ wyrocznią. Rozumiecie? Ja. Fałszywa! Miałam ochotę go zabić, ostrym narzędziem i widzieć jak błaga na kolanach o łaskę. Jeszcze ten inny, jak mu było...
A, Draco, nagle pojawił się w naszym przedziale i zaczął się nas pytać, o jakieś rzeczy. Leo szybko zatrzasnął mu drzwi przed nosem, zresztą w samą porę, bo Percy miał ochotę zabić tego blondyna.
 Więc droga minęła mi na kłóceniu się. Każdy o tym marzył, prawda? Prawda? Chyba jednak nie.
 Na szczęście stosunkowo szybko dojechaliśmy. Ale z drugiej strony, przez jakieś półgodziny ogarnialiśmy jak się wkłada te dziwne szaty, gracji dorównujące najprawdopodobniej worek po kartoflach.
Chociaż nie. Worek ma swoją sławę i piękny „look”. Szaty tego absolutnie nie miały.
Owszem, byłam w niewniebowzięta i od śmiechu dostałam kolki, kiedy Oktuś zaplątał się w szatę. (Mina buraka, jak słodko!).
 Ale kiedy moja głowa utknęła w rękawie, nie było mi już do śmiechu. Wszyscy się ze mnie nabijali, to było O.K.R.O.P.N.E., i tak było to aż na tyle istotne, aby zapisać to w postaci skrótu. Wygląda w ten sposób bardziej... Dostojnie.
 Ale wracając, kiedy wysiedliśmy z naszego wagonu, usta niemal opadły nam do ziemi.
 Zamek był ogromny i piękny, na tle zachodzącego słońca, które rzucało na jego ściany złote cienie. Woda w jeziorze skrzyła się, wyglądając jak płynne złoto. Las wyglądał, jakby płonął czerwienią i ostrą żółcią.
 Mimo, że zamkowe cegły miały szary kolor, czuło się niemal ciepło. Jakby rodzinnego ogniska, ciepłego posiłku i takich tam pięknych rzeczy.
 Dom. To nasz nowy dom. Uśmiechnęłam się do siebie, patrząc porozumiewawczo na bliźniaków. Ich zielone oczy wpatrywały się w krajobraz, jakby po raz pierwszy widzieli coś równie pięknego. Annabeth bezgłośnie mówiła o architekturze budynku, trzymając za rękę niemal śliniącego się Percy’ego. Piper i Jason, opierali się o swoje głowy, uśmiechając od siebie, jak para zakochanych, którymi przecież byli.
 Nawet Oktawian z wrażenia, upuścił swojego pluszaka.
 I staliśmy tam przez chwilę, ciesząc się widokiem, kiedy za nami rozległ się dudniący głos wielkiej kupy cielska, przynajmniej tak gajowy wyglądał na pierwszy rzut oka.
 - Pirwszoroczni! Amerykanie! – wrzeszczał, około dwa metry od nas. Jedno słowo- auć.
 Stanęliśmy w tłumie pierwszaków, sięgających nam do ramion. Czułam się jak w morzu krasnali, ale te dzieci niemal od nas nie uciekły, kiedy na nie spojrzałam. Humor od razu poszybował w górę, wiecie?
 Wsiedliśmy na małe, bardzo chwiejne łódki. Wylądowałam z bliźniakami i Oktawianem, a każdy kto ich zna, wie, że nie jest to za dobre połączenie, szczególnie, kiedy ten trzeci jęczy jakby ktoś go molestował.
 Więc, tylko ja dojechałam sucha na drugi brzeg. Reszta zaliczyła zimną, rzeźką kąpiel. Ale kiedy oni, próbowali się wypychać i tak dalej, ja podziwiałam widoki. Widziałam dziwne istoty pod taflą wody, ptaki lecące po niebie i słyszałam szum wiatru, buszującego w lesie. Ogólnie wszystko wyglądało jak z pięknej, cudnej, wyidealizowanej bajki dla maluchów.
 Z tą różnicą, że miejsce w którym byłam, było jak najbardziej prawdziwe i wspaniałe.
 Szkoda, że przejażdżka trwała tylko kilka minut. Szkoda, że musiałam ją znieść z tymi inteligentnymi inaczej. Ale i tak było wspaniale.
***
 Kiedy wkroczyliśmy do Wielkiej Sali, wśród wszystkich młodszych uczniów, myślałam, że moje policzki przyjmą barwę moich włosów. Wszelkie spojrzenia skupiły się na nas, herosach przebranych w czarne sukienki.
 Na podest wyszedł profesor Dumbledore, a wszystkie rozmowy ucichły natychmiast. Nie to, co jest podczas wystąpień Pana D., gdzie każdy drze się przez salę na każdego. Tutejszy dyrektor budził szacunek.
-  Witam wszystkich uczniów, w nowym roku szkolnym! – zaczął powoli. – W tym roku mamy przyjemność gościć, uczniów prosto z Ameryki, którzy przybyli do nas, aby poszerzyć swoją wiedzę na temat świata Magii. Mam nadzieję, a raczej pewność, że zaprezentujecie się z jak najlepszej strony naszym gościom! – pulchna kobieta, w oczodajnym różowym kostiumie chrząknęła. – Przejdźmy teraz, do momentu na który wszyscy czekali! Przydzielmy uczniów do poszczególnych domów!
 Stoły zawrzały, na środek wzniesiono stołek z podartą czapką na nim leżącą.
 Czapka zaczęła śpiewać. Ale większe dziwi się już w życiu słyszało i widziało.
- Lat temu tysiąc z górą,
Gdy jeszcze nowa byłam,
Założycieli tej szkoły
Przyjaźń szczera łączyła.
Jeden im cel przyświecał
I jedno mieli pragnienie,
By swą wiedzę przekazać
Przyszłym pokoleniom.
"Razem będziemy budować!
Wiedzy pochodnię nieść!
Razem będziemy nauczać
I wspólne życie wieść".
Gdzie szukać takiej zgody
I tak głębokiej przyjaźni:
Czworo myślących zgodnie
I nie znających waśni.
Gryffindor i Slytherin
zgadzali się nawet w snach.
I zawsze widziano razem
Ravenclaw i Hufflepuff.
Jak więc taka przyjaźń
Już wkrótce się rozpadła?
Tego młodzież dzisiejsza
Przenigdy nie odgadła.
Slytherin nagle oświadcza,
Że ani mu się śni,
Nauczać magii takich,
Co nie są czystej krwi.
Ravenclaw na to rzecze,
Że bystrych nauczać chce,
Gryffindor że ceni dzielność
Bardziej niż czysta krew.
Hufflepuff chce uczyć wszystkich,
Jak głośno oświadczyła.
Sporu nie rozstrzygnięto
Ja tego świadkiem byłam.
Bo każdy z założycieli
W domu swym rządzić chce,
Każdy przy swoim wyborze
Do końca upiera się.
Slytherin przyjmuje takich,
Co mają czystą krew,
Co mają więcej sprytu
Od uczniów domów trzech,
Ravenclaw bystrych ceni,
Gryffindor dzielnych chce,
A Hufflepuff resztę uczy
Wszystkiego co sama wie.
Tak więc spór zakończono
I przyjaźń się umocniła,
Na wiele lat powróciła.
Lecz później znów niezgoda
Wśród czworga się zakrada,
Na błędach wykarmiona,
Czai się w sercach zdrada.
Domy, co jak filary
Dzielnie wspierały szkołę,
Zaczęły sobie nawzajem
Narzucać swoja wolę.
I już się wydawało,
Że koniec szkoły bliski,
Że odtąd druh druhowi
Stanie się nienawistny,
Że miecz o miecz uderzy
I wnet poleje się krew,
Gdy wtem Slytherin stary
Odchodzi z zamku precz.
I choć ucichły waśnie,
Choć spory wygaszono,
Odtąd we wspólnym dziale
Już się nie jednoczono.
I dotąd zgodna czwórka
Niezgodna trójką się stała,
Tiara przydziału
Prof. McGonagal trzymająca Tiarę Przydziału

I odtąd domy Hogwartu
Dzieli różnica niemała.
A teraz mnie posłuchajcie,
Wybiła wasza godzina,
Teraz Tiara Przydziału
Rozdzielać was zaczyna.
I chociaż nie wiem sama,
Czy błędu nie popełnię,
Ten przykry obowiązek
Dziś wobec was wypełnię.
Tak jak mi rozkazano,
Na domy was podzielę ,
Choć nie wiem , czy przypadkiem
Przyjaciół nie rozdzielę.
Choć nie wiem, czy mój wybór
Do zguby wiedzie wprost.
Musze wyboru dokonać,
Bo taki już mój los.
Czytajcie ZNAKI czasu,
Poczujcie grozy tchnienie,
Bo dzisiaj Hogwart cały
Osnuły złowróżbne cienie.
Wróg z zewnątrz na nas czyha,
Śmiertelny gotując nam cios, .
Musimy się zjednoczyć
By złowrogi odwrócić los.
Wyznałam wam cała prawdę,
Niczego nie ukryłam
I Ceremonię Przydziału
Za chwilę rozpoczynam * – zakończyła swój monolog.
  Kiedy skończyła opowiadać miałam dziwne wrażenie, jakbym była już świadkiem tego  i wszystko przeżywała od nowa. A nie wróży to nic dobrego. Bo jeśli miałam uczucie deja vu, znaczy, że duch wyroczni chce się odezwać.
  Gdybym wyrecytowała na środku Sali, jakąś kolejną przepowiednię, umarłabym. Zapewne w sensie dosłownym, jak i przenośnym.
-Chase, Annabeth! – krzyknęła profesor McGonagall, ze swoim nierozłącznym zaciętym wyrazem twarzy.
  Widziałam, jak moja przyjaciółka wstrzymuje oddech, na odchodnym rzuca przerażone spojrzenie swojemu chłopakowi, który szczerzy się w odpowiedzi. Jestem pewna, że córka Ateny się na nim za to zemści. A ja, chciałabym być przy tym...
  Kiedy wreszcie założyła tę tiarę na głowie, czapka zaczęła coś mamrotać do siebie. Byłam za daleko, aby słyszeć, ale widziałam, że Annabeth jej odpowiada szeptem.
- RA... GRYFFINDOR! – stół Gryfonów niemal zawrzał.
- Jackson, Percy!
  Syn Posejdona powtórzył tą samą czynność co jego dziewczyna, tylko trochę dłuższą uciął sobie pogawędkę z tiarą. Z każdą sekundą, bicie mojego serce osiągało kolejny poziom prędkości. W tamtym momencie, zasuwało jak porządny kolarz, na porządnym rowerku.
- GRYFFINDOR!
  Ponownie zawrzał stół. A ja czekałam z niecierpliwością na swoją kolej.

***
  Kiedy Oktawian trafił do Slytherinu, a bliźniacy, Leo, Piper i Jason dołączyli do Gryfonów, zostałam tylko ja. Kiedy mnie wyczytano, na nogach z waty podeszłam i usiadłam na tym drewnianym i chropowatym meblu, zakładając tiarę, moje serce pędziło na łeb na szyję, z prędkością światła.
  Nie chciałam trafić do innego domu, niż jest reszta. Nie chciałam zostać od nich udzielona, nie, nie teraz, kiedy byliśmy razem, wszyscy.
  Przed wami wielka misja, herosi. Nie widzę przyszłości, jak ty, ale wiem, że będziecie wystawieni na sporo prób. Na końcu właśnie ty możesz najwięcej stracić.
 Odezwał się skrzeczący głos prosto w mojej GŁOWIE! Chyba zwariowałam kochani, po wszystko co przeszłam, słyszę głosy w głowie. Mimo to, odpowiedziałam, jak przystało na porządnie stukniętą osobę.
  - Dlaczego?
Dowiesz się już niedługo. Niech bogowie mają was w swojej opiece.

Czapka nabrała powietrza z cichym szelestem. I krzyknęła, tak, że na stołach zatrzęsła się zastawa.


* Jest to fragment książki pt. "Harry Potter i Zakon Feniksa" autorstwa J.K.Rowling.

1 komentarz:

  1. Sól Sól! Pieprz! Pieprz! ( wybacz nie mogłam się powstrzymać - takie nasze 'herosełowe ADHD' - nie wybierasz )
    Ekhem, ekhem...
    Pozwolisz że posłużę się tekstem Dona - Gratulo i w ogóle - z okazji 3000 wyświetleń
    Nasz augurek Ślizgonem. Tylko mnie się wydaje że będzie trzymał z Draco?
    Jestem happy :)
    uno- jest rozdział
    due- z perspektywy Rudej
    Wiedz, że jestem też smutna, bo rozdział jest krótszy, niż poprzednie. Ale Arionowi się w zęby nie zagląda...
    Rachel pewnie będzie w Hufflepuff'ie - nie mam zamiaru się zakładać, bo Hood'owie i tak ze wszystkimi wygrywaja
    Tak więc się żegnam addio!
    ~córka kochającego tatusia z twarzami na sukience z Biedronki

    OdpowiedzUsuń

Komentowanie nie boli, przecież nikt od tego nie umarł :3